- Wojna w zachodniej części Ukrainy jest niemal niezauważalna. Widać wiele starań o to, aby życie toczyło się tak jak wcześniej. Jej zewnętrzne przejawy to na przykład billboardy naborowe do armii, plakaty organizacji nacjonalistycznych, stojące na ulicach tablice ze zdjęciami zabitych żołnierzy – mówi prezes ZPAF Jolanta Rycerska, która na przełomie 2014 i 2015 roku kilkakrotnie była na Ukrainie. Odwiedziła obwody wołyński, tarnopolski, iwanofrankowski.
Sygnały toczącej się w drugiej części kraju wojny, autorka konfrontuje z codziennym życiem współczesnych ukraińskich wiosek i miasteczek. Pokazuje mieszkania i domy pełne folkloru, kolorowych zasłon i narzut, a jednocześnie nieremontowane od lat.
W tych miejscach, gdzie najwyraźniej zatrzymał się czas, Jolanta Rycerska odkryła też wiele dawnych śladów polskości. Zniszczone polskie cmentarze, kościół koło Krzemieńca na Wołyniu, w którym w 1944 r. banderowcy z UPA spalili polskich mieszkańców wioski. Słowem – miejsca, gdzie polskość odczuwa się w bolesny sposób. Jest w nich obecna, choć zapadła w czasie, obrośnięta historią.
Zdaniem Jolanty Rycerskiej, w zmieniającej się świadomości Ukraińców polskie korzenie przestają być czymś, co uwiera, czy wywołuje lęki. – Kelner w restauracji zdradza, że ma dziadka Polaka, dziewczyna w punkcie ksero mówi, że ma prababcię Polkę. To częste sytuacje. Bardzo znaczące – opowiada autorka zdjęć. Nie znaczy to, że Ukraińcy chętnie mówią o przeszłości. – Świadomości historycznej muszą się jeszcze nauczyć – uważa Rycerska.
Obok śladów polskości, na Ukrainie wiele jest symboli historycznych — pomników Armii Czerwonej, Stepana Bandery i jego towarzyszy. Jednak ich bohaterski i wyzwoleńczy mit w świadomości części Ukraińców powoli się zaciera.