Niezależni twórcy czy hipsterzy sztuki nie wzywają dziś, by „spalić Luwr", ale wręcz dowodzą, że to hasło wyszło z mody. W muzeach chętnie bywają, podpatrują mistrzów, prowadzą z nimi dialog, podziwiają lub krytykują. Jeśli się z nimi utożsamiają, próbują wejść w tamten świat albo przetransformować go na inne media. Jeśli dystansują, tworzą pastisze lub szukają własnej interpretacji tematu. Wariantów gier z tradycją jest zaskakująco dużo i nie kończą się niewolniczym naśladownictwem i wtórnością. Są kontrapunktem do własnych poszukiwań.
Antyk na ulicy
Na pierwszy rzut oka uwagę najsilniej przyciągają prace emanujące energią kreatywnej zabawy, zwłaszcza fotografie i rzeźby Francuza Leo Caillarda, wyłaniające się z różnych przestrzeni galerii. Jego „Hipsterzy z kamienia" to antyczne rzeźby z Luwru przeobrażone w znajome postacie z ulicy.
Artysta modyfikował je najpierw za pomocą manipulacji fotograficznych, ubierając figury w dżinsy, T-shirty, kraciaste koszule, trampki, okulary przeciwsłoneczne, muzyczne akcesoria itp. Potem zaczął także tworzyć kopie rzeźb za pomocą nowoczesnych technologii – drukarek 3D. Całopostaciowe noszą realne ciuchy, a popiersia łączą nowoczesny look z antykiem w jednorodnym materiale: marmurze lub brązie. Zastanawiające, że we wszystkich tych wersjach dystans czasu się zaciera i mamy wrażenie, że to nie pomniki, lecz żywi ludzie.
Polskim twórcom także nie brakuje poczucia humoru, czego świetnym przykładem jest choćby praca „Żegnam państwa" Jerzego Kosałki, reinterpretująca „Damę z gronostajem", cenne dzieło Leonarda da Vinci z kolekcji Czartoryskich w Krakowie. Oryginał przedstawia Cecylię Galleriani, kochankę księcia Ludovica Sforzy, władcy Mediolanu. Gronostaj w rękach dziewczyny to aluzja do ich relacji i samego Sforzy, noszącego przydomek Biały Gronostaj (od Orderu Gronostaja, który nadał mu król Ferdynand I).
U Kosałki w kopii obrazu w miejsce zwierzątka pozostała wyszarpana dziura. Widać gronostaj energicznie wyrwał się z rąk Cecylii i „wskoczył" na ramę obrazu. Tym żartobliwym i ironicznym gestem Kosałka uwolnił zwierzę od konieczności odgrywania roli symbolu.