Rzeczpospolita: Teren byłego placu apelowego w obozie koncentracyjnym Gusen dopiero teraz został wpisany do austriackiego rejestru zabytków. Niestety, po wojnie obszar ten sprywatyzowano, a ślady po obozie niemal całkowicie zatarto. Dlaczego Austria tak specyficznie podchodzi do dziedzictwa nazizmu?
Bogumił Rudawski: Tak naprawdę Austria nigdy nie przepracowała tej historii. Zaangażowanie Austriaków w nazizm przeanalizowano w kraju jedynie powierzchownie, większa część społeczeństwa nigdy nie stawiła temu czoła. Ten temat został wyparty, co zresztą trwa do dzisiaj. Bardzo pomocna okazała się w tym tzw. doktryna pierwszej ofiary, która pojawiła się w 1943 roku w deklaracji moskiewskiej. Wtedy państwa alianckie uznały, że Austria była pierwszą ofiarą agresji hitlerowskiej.
W deklaracji moskiewskiej był jednak punkt mówiący, że Austria powinna się rozliczyć z nazizmem.
O tym zapomniano, bo po wojnie zbudowano mit pierwszej ofiary, który niejako usprawiedliwiał zaangażowanie Austriaków w nazizm i ich wybielał. Do początku lat 90. politycy świadomie i bezkrytycznie nawiązywali do tej doktryny. To była przemyślana strategia polityczna. Wokół tego mitu konsolidowano austriackie społeczeństwo.
W Niemczech całe społeczeństwo do rozliczenia z nazizmem zostało przymuszone przez tzw. pokolenie '68.