Premier Serzh Sargsyan zaprosił lidera trwających od dziesięciu dni manifestacji Nikola Pashinyana na spotkanie do hotelu Marriott w Erywaniu. Ale rozmowa nie potoczyła się dobrze.
– Przyszedłem rozmawiać o pana dymisji. Nikt nie będzie używał wobec nas języka gróźb. Stracił pan poczucie rzeczywistości, nie ma pan już władzy, o której pan myśli. Ta należy do ludu – oświadczył na wstępie Pashinyan.
Ale spotkał się z równie twardą odpowiedzią szefa rządu.
– To nie jest dialog, tylko szantaż – oświadczył Sargsyan i po trzech minutach opuścił pokój. Kilka godzin później Pashinyan został zatrzymany przez policję, podobnie jak dwóch innych przywódców opozycji: Sasun Mikaelyan i Ararat Mirzoyan. Zdaniem prokuratury cała trójka ma zostać uwolniona po 72 godzinach, o ile nie przestanie wzywać do obywatelskiego nieposłuszeństwa, blokowania budynków rządowych i głównych arterii stolicy. Policja zatrzymała jednak także 192 demonstrantów.
Protesty wybuchły po tym, jak Sargsyan, który przez dziesięć lat sprawował funkcję prezydenta, został premierem. Zgodnie z referendum z 2015 r. konstytucja tego 3-milionowego, kaukaskiego kraju została zaś zmieniona w taki sposób, że szef rząd przejął szerokie kompetencje, podczas gdy urząd głowy państwa ma charakter zasadniczo ceremonialny. Dlatego opozycja obawia się, że Sargsyan został faktycznym, dożywotnim przywódcą kraju.