Barack Obama przyjedzie na szczyt NATO w Warszawie, to pewne. Amerykanie wiedzą, że bojkot tego spotkania przez prezydenta USA byłby spektakularnym sygnałem słabości NATO. A więc i prezentem zarówno dla Rosji, jak i dla radykalnych islamistów zagrażających Europie.
Ale jeśli spór o Trybunał nie zostanie zażegnany w ciągu nadchodzących trzech miesiącach, może mieć to wpływ na deklaracje Obamy w Warszawie, a nawet na ogłoszone przez niego decyzje – przyznają dyplomaci w Waszyngtonie.
Już wcześniej było wiadomo, że Amerykanie nie spełnią najważniejszego postulatu z kampanii wyborczej Andrzeja Dudy – budowy stałych baz w naszym kraju. Będziemy musieli się zadowolić „permanentną obecnością", czyli serią powtarzających się ćwiczeń wojskowych, do czasu, aż rosyjskie zagrożenie osłabnie. Do tego Obama obiecuje budowę składów amerykańskiej broni, co ułatwi w razie potrzeby interwencję sił zbrojnych USA w obronie flanki wschodniej NATO.
Ale kto za to zapłaci?
Dwa lata temu w Warszawie Obama ogłosił Europejską Inicjatywę Wzmocnienia Obecności Wojskowej (ERI), początkowo z budżetem blisko 1 mld USD rocznie, który w przyszłym roku wzrośnie do 3,4 mld USD. Wciąż nie wiadomo jednak, jak duża część tych środków trafi do naszego kraju. A klimat polityczny w Warszawie nie sprzyja pozytywnym dla nas rozstrzygnięciom w tej sprawie.
– Dużą część środków chciałyby przejąć kraje południa Europy na odparcie zagrożenia ze strony islamskiego fundamentalizmu. Chodzi w szczególności o Włochy – sygnalizują źródła dyplomatyczne.