Już następnego dnia po zamknięciu lokali wyborczych w Rosji – na Krymie (anektowanym w 2014 roku) oraz Osetii Południowej i Abchazji (oderwanych od Gruzji w 2008 roku) rozpoczęły się ćwiczenia z udziałem 8 tysięcy żołnierzy. Zaangażowano m.in. systemy rakietowe i artylerię.
– Rosja na stałe podtrzymuje napięcie w regionie po to, by Gruzja w żaden sposób nie zbliżała się z NATO. Na wszelką współpracę Tbilisi z sojuszem reaguje nerwowo – mówi „Rzeczpospolitej" gruziński publicysta Dimitri Awaliani. – Sytuacja pozostaje niebezpieczna i groźna, odkąd Rosja rozmieściła tam swoje bazy wojskowe. W Gruzji jednak do tego już dawno się przyzwyczailiśmy – dodaje.
Los separatystycznych gruzińskich regionów powtórzył się na anektowanym cztery lata temu ukraińskim Krymie. Od tamtej pory półwysep stał się wielkim poligonem dla rosyjskich sił zbrojnych.
Z informacji opublikowanych na stronie rosyjskiego resortu obrony wynika, że są to już dziewiąte manewry, które odbywają się na półwyspie w ciągu roku. Po aneksji Moskwa rozmieściła tam wszystkie rodzaje sił zbrojnych, które, jak mówią rosyjscy eksperci, są w stanie samodzielnie prowadzić działania wojenne. W Kijowie militaryzacja półwyspu wywołuje szczególne zaniepokojenie.
– Nie ma wątpliwości, że ćwiczone są scenariusze kolejnej agresji wobec Ukrainy. Wcześniej rozmieszczone zostały tam rosyjskie bombowce strategiczne, które ćwiczyły atak na znajdujące się na terytorium Ukrainy obiekty. Poprzez regularne manewry na Krymie Moskwa pokazuje także swoją siłę NATO, które również jest aktywne na Morzu Czarnym – mówi „Rzeczpospolitej" kpt. Ołeksij Arestowycz, znany kijowski analityk wojskowy. – W związku z tą aktywnością na południu Ukrainy rozmieszczono 10-15 tysięcy żołnierzy. Nie stacjonują na stałe, ale na zasadzie rotacji. Ciągle przerzucane są tam siły z Donbasu. Sytuacja jest bardzo napięta – twierdzi.