Clinton myśli już o finale
Sanders nie zamierza co prawda rezygnować z walki przynajmniej do lipca. Ale 74-letni senator chce już raczej promować w ten sposób swoje przekonania, niż walczyć o Biały Dom.
– Jaki to był wspaniały wtorek! – przyznała Clinton. I po raz pierwszy skierowała ostrze swojej kampanii nie przeciwko Sandersowi, tylko Donaldowi Trumpowi. – Stawka tej rozgrywki nigdy nie była tak wysoka, a retoryka, którą słyszymy z drugiej strony, nigdy nie była tak niska – powiedziała była sekretarz stanu.
Bo i rzeczywiście po super-wtorku absolutnym faworytem do nominacji republikańskiej został Trump. On także wygrał tego dnia w siedmiu z 11 stanów. I tak jak Clinton okazał się skuteczny i w stanach głębokiego Południa, jak Georgia czy Arkansas, i w znacznie bardziej liberalnym Vermoncie czy Virginii. To sygnał, że populistyczne przesłanie Trumpa jest skuteczną odpowiedzią na frustrację milionów Amerykanów, którym żyje się coraz gorzej w całych Stanach Zjednoczonych.
Tak jak Clinton Trump pojechał na Florydę wygłosić tryumfalne przemówienie, bo jego następnym celem jest zdobycie tego kluczowego stanu (głosowanie 15 marca). I tak jak żona byłego prezydenta, miliarder przyjął znacznie bardziej umiarkowany ton, jakby już myślał o centrowych wyborach, w których musi przekonać do swojej kandydatury, jeśli chce zdobyć Biały Dom. Zamiast obelg pod adresem Teda Cruza były więc gratulacje dla senatora, który zdobył Teksas (oraz Kolorado i Alaskę). I główne hasło tego nowego etapu kampanii: „Jestem zjednoczycielem republikanów!".
Desperacja establishmentu
Po superwtorku Trump ma już po swojej stronie 316 delegatów na 1237 potrzebnych do uzyskania nominacji, wyraźnie więcej niż Cruz (226). Przede wszystkim jednak ortodoksyjne przesłanie religijne tego ostatniego słabo przechodzi na północy USA, gdzie teraz będą głównie rozgrywać się prawybory. Dlatego amerykańscy politolodzy tracą nadzieję, że senator z Teksasu może jeszcze powstrzymać Trumpa.
Tym bardziej nie dokona tego największa dotychczas nadzieja republikańskiego establishmentu, senator z Florydy Marco Rubio. W superwtorek zdobył on tylko jeden stan, słabo zaludnioną Minnesotę. A w wielu innych stanach nawet nie osiągnął 20-procentowego poparcia, minimum, aby uczestniczyć w podziale głosów. Skutek: Rubio ma już prawie trzykrotnie mniej delegatów niż Trump, dystans bardzo trudny do pokonania.