David Cameron walczył w nocy z czwartku na piątek o pozbawienie nowych imigrantów subwencji ze strony państwa przynajmniej przez cztery lata po przyjeździe do Zjednoczonego Królestwa oraz odebranie wszystkim pozostałym subwencji dla dzieci, które nie mieszkają w Wielkiej Brytanii.
– To nie będzie miało żadnego wpływu na wielkość imigracji, bo ci ludzie przyjeżdżają do pracy, nie po subwencje socjalne. Jedyne, co mogłoby powstrzymać imigrację, to wprowadzenie zakazu osiedlania się i zarobku, ale to w ramach Unii jest niemożliwe – mówi „Rz" prof. Christian Dustmann z University College London.
– Sam Cameron nie wierzy, aby ograniczenie subwencji socjalnych miało wpływ na wielkość emigracji. Dopóki nie zaczął o nich mówić, większość przyjezdnych nawet nie wiedziała, że istnieją – potwierdza w rozmowie z naszą gazetą Jonathan Portes, dyrektor National Institute for Economic and Social Research w Londynie.
Między czerwcem 2014 a czerwcem 2015 r. (ostatnie dostępne dane) w Wielkiej Brytanii osiedliło się o 336 tys. osób więcej, niż z niej wyjechało. To rekordowe tempo, nie do utrzymania w kraju, który i tak ma już wyjątkowo wysoką gęstość zaludnienia i którego infrastruktura nie jest w stanie nadążyć za potrzebami tak dużej fali przyjezdnych. To właśnie wywołuje niechęć do Unii wśród znacznej części torysów i spektakularny wzrost poparcia dla Partii Niepodległościowej Zjednoczonego Królestwa (UKIP).
– Decyzja Blaire'a o otwarciu granic dla pracowników z nowych krajów członkowskich w 2004 r. była korzystna dla brytyjskiej gospodarki, ale zła z punktu widzenia dynamiki politycznej – uważa prof. Dustmann.