Wiele nowych restauracji i spóźnione o kilka tygodni, szeroko zapowiadane otwarcie Koszyków. Projekt ten, hucznie anonsowany całymi miesiącami, porównywany dumnie do najznakomitszych przestrzeni kulinarnych świata, otworzył swe bramy przed głodnymi warszawiakami zaledwie kilka dni temu. Wspaniała architektura odbudowanej ponadstuletniej hali targowej nie może nie zachwycać. W jej blasku chowają się dostawione z obu stron mdławe biurowce. Dziedziniec, połyskujący świetlnymi pręgami, pomimo przenikliwego jesiennego chłodu pozwala marzyć o imprezach letnich wieczorów. Całość wygląda z zewnątrz doprawdy imponująco.

W środku przestrzenie robią nie mniejsze wrażenie, jednak srodze zawiodą się ci, którzy przyjdą tu po zakupy, jak za dawnych czasów. Za nic nie znajdą świeżych warzyw czy owoców, obrazki z barcelońskiej Boquerii pozostaną jedynie slajdem. To mekka wielkomiejskich wyrafinowanych modnisiów, którzy mogą wystawić lepszy profil na tle jednego z kilkunastu konceptów kulinarnych. Bo właśnie „konceptami" to miejsce jest wypełnione. Od filii street foodów poprzez odłamy funkcjonujących z powodzeniem na mieście restauracji po kilka modnych sklepów. Do tego sieciówka z wyposażeniem kuchni, miniksięgarnia i w podziemiach, niczym w centrum handlowym, supermarket, drogeria i pralnia. Trochę szpan, trochę banał. Aż szkoda tak wspaniałych murów postawionych w tej niezwykłej lokalizacji.

Na drugim końcu kulinarnej skali zabłysnęło natomiast Plato – nowe miejsce w stylu gastro bistro. Wnętrze przyjemne, choć niezwracające uwagi, lokalizacja na lemingradzkim Wilanowie, delikatnie mówiąc, niełatwa, za to jedzenie! Menu uwodzi już od pierwszych linijek. Wystarczy rzut oka, by dostrzec, jak daleko mu do banału; wymyka się także modnym, choć zgranym trendom. Za sterami kuchni stoi młody i niezwykle obiecujący szef Michał Gniadek. Wraz z całą ekipą przeszedł spod skrzydeł utytułowanego Andrei Camastry z Senses, by rozwinąć kulinarne skrzydła. I to jak rozwinąć!

Nazwa restauracji pochodzi od hiszpańskiego słowa oznaczającego talerz. Tu bowiem każde danie ma osobne, specjalnie zaprojektowane dlań talerze. To robi wrażenie tym większe, że prezentacja dań jest zupełnie niespotykana na tym poziomie restauracji. Jednak nie olśniewający wygląd potraw powoduje, że aby tu dotrzeć, warto przemierzyć na wskroś nie tylko stolicę. Już przystawki uzależniają! Wiele jest inspiracji azjatyckich, dużo lekkości, weny, a czasami brawury. Jak w plastrach wołowego ozora skomponowanych śmiało, acz nader trafnie z burakiem, karczochem i czarną truflą. Połączenia smaków, tekstur, temperatur na miarę kulinarnej pierwszej ligi. Na długo zapamiętam także zupełnie niezwykłe wydanie foie gras, tu zaskakująco zestawionego z mocnymi dodatkami: fermentowanymi jagodami, pianą z drożdży, żelem z żubrówki i posypką z orzechów laskowych. Niezwykłe, bowiem całość świetnie ze sobą współgra, choć w istocie tytułowe foie gras pełni rolę bardziej nośnika i wyzwalacza smaku niźli głównego bohatera. A jeszcze dania główne i znakomite desery, onieśmielające najlepszych cukierników w kraju. Oby więcej takich konceptów!

Autorka jest redaktor naczelną „Żółtego Przewodnika" Gault & Millau