Gdy austriacki menedżer Edi Federer przyjechał dzień po sukcesie pod skocznię w Bischofshofen, to wszystko było rozebrane, zniknęły ogrodzenia i kabiny komentatorskie, zostało tylko jedno rusztowanie – z samochodem. Menedżer nie miał się do kogo zwrócić, więc sam wezwał samochód ciężarowy z dźwigiem, dźwig zdjął auto. Federer miał jakiś duży kluczyk, chciał odpalić pojazd, patrzy, ale nie ma gdzie kluczyka włożyć. Podniósł maskę, a tu silnika też nie było. Ponieważ to był Federer, zaczął sprawę drążyć. Wiedział, gdzie dzwonić, jak zidentyfikować fundatora nagrody i jak ją odebrać. Jak się dowiedział, to zamówił najdroższy model, wyposażony we wszystko, co fabryka mogła dać. Okazało się, że ten samochód jest za drogi, by go sprowadzać do Polski, Adam musiałby zapłacić ogromne cło. Federer zrobił więc inaczej: dał samochód firmie Loos, sponsorującej wówczas polskich skoczków. Loos z kolei pokazał to auto nagrodę na wystawie swych kotłów grzewczych w Monachium, tam sprzedał pojazd i jeszcze na tym zarobił. Pieniądze wróciły do Federera, następnie do Adama. Natomiast firma Audi Polska przez tę całą aferę za pół ceny sprzedała podobny samochód Małyszowi. Adam wręczył zaś kluczyki żonie, bo to od początku miał być prezent dla pani Izy.
Wracając do Turnieju Czterech Skoczni i jego uroku – czy sylwester naprawdę był dniem tak grzecznym, jak się powszechnie twierdziło? Dyskretne wiaderko na górze skoczni w Garmisch-Partenkirchen podczas konkursu noworocznego było przecież znane?
Miałem w kadrze trochę innych młodych ludzi, niż są dziś. Skakali wtedy, oprócz Małysza, m.in. Robert Mateja, Wojciech Skupień, Łukasz Kruczek. Adam i Łukasz zawsze byli w porządku, ale powiem tak: nie ze wszystkimi tak się udawało. Ogólnie rzecz biorąc w noc sylwestrową jednak wielkich rozrywek przy turnieju nie było. Tylko raz zorganizowano nam imprezę w ogrzewanym namiocie pod skocznią w Garmisch -Partenkirchen. Wtedy Dieter Thoma ruszył na rozbieg trzy sekundy przed północą, dojechał do progu i jak się wybił, to był już w Nowym Roku. Krótko mówiąc przełom roku spędził w powietrzu. Tak mu się udało. Zwykle jednak sami wynajmowaliśmy jakąś kawiarnię do godz. 22–23, by spędzić razem wieczór, i zaraz szliśmy spać, bo nic innego się nie robi, gdy na drugi dzień są zawody.
Czy organizatorom Turnieju Czterech Skoczni zależy na odmienności ich zawodów? Wcześniej eksperymentowali z mrożonymi rozbiegami, przebudowywali skocznie, w latach 90. wprowadzili system KO?
Zmiany obiektów były po części nieuniknione, bo profile skoczni były przestarzałe i trzeba było je unowocześnić. Wszystkie skocznie się przerabia, to należy robić, taki jest trend. Najważniejszą zmianą pozostaje skakanie w pierwszej serii parami. Ludzie się cieszą na tę rywalizację, ona doskonale pasuje do turnieju. Cechą szczególną zawodów pozostaje również to, że dość często zdarzają się w nich duże niespodzianki, to też przyciąga uwagę.