Magiczny konkurs skoków w Lahti

Wielki triumf polskich skoczków na zakończenie mistrzostw świata. Norwegia panuje w biegach.

Aktualizacja: 05.03.2017 19:31 Publikacja: 05.03.2017 19:20

Od lewej: Dawid Kubacki, Piotr Żyła, Kamil Stoch i Maciej Kot. Ich sukces ani przez chwilę nie był z

Od lewej: Dawid Kubacki, Piotr Żyła, Kamil Stoch i Maciej Kot. Ich sukces ani przez chwilę nie był zagrożony.

Foto: PAP/EPA, Kimmo Brandt

Relacja z Lahti

Wyjechali z hotelu w Vierumäki w niedzielne południe, samolot do Krakowa czekał. Dyrektor Adam Małysz, choć sobotnia noc po sukcesie była długa, nie zapomniał o obowiązkach medialnych i zaprosił rano na finałowe rozmowy po złotym medalu.

Wracał magiczny konkurs, w którym wiele się działo, ale znacznie bardziej od Polaków musieli denerwować się rywale. Wracał nocny przejazd na rynek po odbiór medali, wracało wspomnienie Mazurka Dąbrowskiego i entuzjazmu polskich kibiców, którzy w sporej liczbie nagle się odnaleźli w morzu fińskich i norweskich flag.

Trener Stefan Horngacher potrafił przemówić do serc i umysłów każdego z czwórki mistrzów świata. Może to nie przypadek, że skoro sam zdobywał nagrody wielkich imprez wyłącznie w rywalizacji zespołowej, tak często mówi o współpracy, atmosferze i odpowiedzialności.

Trener Polaków zaliczył celująco drugi ważny egzamin, pierwszym był Turniej Czterech Skoczni. Dziś nie ma nikogo, kto podważyłby wybór spokojnego, zrównoważonego Austriaka. W niedzielę Horngacher powiedział, że nie traci z oczu kadry B, że nowa krew jest potrzebna, że młodszym też pomoże. To drugi powód do optymizmu.

Obserwowana uważnie przez media nowa praca Adama Małysza też wydaje się bardzo potrzebna. Dyrektor był wszędzie, załatwiał, promował, odpowiadał na pytania, co nie umknęło nikomu. Po ceremonii medalowej do mistrza z Wisły podszedł Gregor Schlierenzauer, objął dawnego idola i zapytał z uśmiechem: – Adam, czy to prawda, że w przyszłym sezonie wracasz do skoków?

Dzień po sukcesie bohaterowie byli już spokojni, nie wzlatywali pod niebo. Mówili o kolejnych startach, bo Puchar Świata czeka – najpierw cykl sześciu konkursów w Norwegii (w najbliższą sobotę i niedzielę na Holmenkollen), potem finał sezonu w Planicy. Kamil Stoch zapowiadał twardą walkę z mistrzem świata Stefanem Kraftem o wielką Kryształową Kulę.

Niezwykła reakcja Piotra Żyły, podwójnego medalisty, chyba zostanie jednym z najważniejszych obrazków z Lahti i może nierozwikłaną do końca tajemnicą. Ważne, że złych skutków nie zauważono, powrót do radosnej normy był błyskawiczny, a w niedzielę wspomnienie tak zblakło, że na pytanie o sposób tak udanego wyjścia z psychicznego tunelu pan Piotr po swojemu spytał: – A był tam jakiś tunel?

Szkoda, że w biegach i kombinacji norweskiej na takie barwne relacje liczyć nie mogliśmy. Polskie narciarstwo biegowe, poza znaną troską o piszczele i kolana Justyny Kowalczyk, musi na razie z zakłopotaniem myśleć o prozaicznych problemach: stypendiach, wsparciu sponsorów, godziwych warunkach uprawiania tej dyscypliny. O medale nikt nie śmie pytać.

Dwuboiści, choć na poziomie uniwersjadowym mocni, w starciu z siłą dorosłego świata, nie dali się zauważyć i to kolejna troska dla dyrektora Małysza i prezesa Apoloniusza Tajnera, w końcu kiedyś kombinatorów (norweskich).

Dla Finów mistrzostwa miały wiele wymiarów. Przede wszystkim włączyli je w obchody stulecia powstania niepodległego państwa, co było widać w Lahti. Dodali do widowiska dość radykalny, z polskiego punktu widzenia, aspekt dbałości o środowisko naturalne. Twórczo wykorzystali surowce wtórne, a tysiące starych nart, które służyły jako ogrodzenia w wielu punktach miasta, nie tylko na stadionie i w okolicy, to symbole: z jednej strony przywiązania do sportowej tradycji, z drugiej – skromności w organizacji takich imprez. Stare europalety jako stoliki do masowej konsumpcji piwa pod kiełbaski z renifera – także.

Sportowo wygrała Norwegia – czy się to komuś podoba, czy nie. Marit Bjoergen i jej cztery złote medale (trzy indywidualne) pozostaną w annałach. Można było tylko zauważyć, że świat nie przyjmuje tych triumfów z przesadnym zachwytem, że Norwegowie cieszyli się sami.

Konferencje prasowe z norweską zwycięską armią miały przebieg sztampowy: pytania od prowadzącego, nieliczne z sali, potem chmara norweskich dziennikarzy ruszała ku swym gwiazdom. Nawet znani z krytycyzmu dziennikarze szwedzcy się poddali. Uboczny efekt potęgi Bjoergen był taki, że zadziwiająco szybko z wszelkich porównań zniknęło nazwisko zdyskwalifikowanej Therese Johaug. Zapomnieć jednak nie można – Międzynarodowa Federacja Narciarska i Światowa Agencja Antydopingowa obiecały tuż po MŚ wrócić do norweskiego rozmiaru kary za szminkę z clostebolem.

Ostatnią konkurencję – królewski bieg na 50 km stylem łyżwowym wygrał Kanadyjczyk Alex Harvey przed Rosjaninem Siergiejem Ustiugowem i Finem Mattim Heikkinenem, co poza Norwegią przyjęto z nieukrywaną radością.

Siódme mistrzostwa świata w Lahti minęły, za dwa lata czeka Seefeld, w Tyrolu.

Podium i okolice:

Konkurs drużynowy na dużej skoczni:

1. Polska 1104,2 (P. Żyła 130,5 i 123; D. Kubacki 129 i 119,5; M. Kot 130,5 i 121,5; K. Stoch 130,5 i 124,5)

2. Norwegia 1078,5 (A. Fannemel 131 i 112,5; J. A. Forfang 126,5 i 138; D. A. Tande 126 i 126; A. Stjernen 127,5 i 125,5)

3. Austria 1068,9 (M. Hayboeck 130 i 118,5; M. Fettner 126,5 i 121; G. Schlierenzauer 124 i 113,5; S. Kraft 134 i 126).

Klasyfikacja medalowa:

1. Norwegia 18 (7-6-5)

2. Niemcy 11 (6-3-2)

3. Rosja 6 (2-4-0)

4. Austria 5 (2-1-2)

5. Finlandia 5 (1-1-3)

6. Włochy 2 (1-1-0)

7. Polska 2 (1-0-1)

8. Kanada 1 (1-0-0)

9. Japonia 5 (0-2-3)

10. Szwecja 4 (0-2-2)

11. USA 3 (0-1-2)

12. Francja 1 (0-0-1).

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: k.rawa@rp.pl

Opinia

Kamil Stoch, lider polskich skoków, mistrz świata bw drużynie

Każdy z nas skakał tak, jak potrafi najlepiej, i to w zupełności wystarczyło. Przed ostatnią serią wiedziałem, że wcale nie muszę daleko wylądować, ale trzeba było skoczyć. Chciałem oddać normalny skok, zielonej linii na rozbiegu w ogóle nie widziałem. Po wylądowaniu wiedziałem, że jest dobrze. Zasłużyliśmy na ten sukces. Bardzo długo i ciężko na niego pracowaliśmy. Stefan Hula i Jasiek Ziobro też należą do zespołu. Także sztab szkoleniowy, Polski Związek Narciarski i jego wszyscy pracownicy oraz nasze rodziny, które zawsze trzymają za nas kciuki i są z nami wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebujemy.

Maciej Kot, mistrz świata w drużynie

Wszyscy znamy możliwości Kamila, ale przy jakimś ogromnym pechu moglibyśmy stracić ten złoty medal. Po ostatnim skoku wreszcie kamień spadł mi z serca. Z konkursu na konkurs presja rosła. Przed tym drużynowym nie mówiono już, że Polacy mogą wygrać, tylko że muszą. Ta myśl siedziała mi w głowie, ale sądzę, że dobrze sobie z nią poradziłem, bo głośno mówiłem, że musimy to wygrać i moje słowa zamieniły się w czyny. Dla Kamila to nie jest sukces życiowy, bo wygrywał już wiele, lecz dla reszty z nas to zapewne największa wygrana w karierze, ale nie ostatnie słowo. Chcemy więcej.

Dawid Kubacki, mistrz świata w drużynie

Sędziowie zaskoczyli mnie ściąganiem z belki, bo z góry widziałem, że za progiem jest wiatr mocno z tyłu, ale zdecydowano jeszcze obniżyć mi rozbieg. Krzywo na to popatrzyłem. Było też zimno, a trochę czasu to zajęło. Skoncentrowałem się na tym, co mam do zrobienia i zrobiłem. Zaraz po skoku Kamila oczywiście była radość, ale przytłumiona. Po dekoracji endorfin jest w ciele znacznie więcej. Niesamowite uczucie, pierwsze złoto w karierze, odśpiewanie Mazurka Dąbrowskiego w obecności tylu polskich kibiców na tak ważnej imprezie było czymś naprawdę niezwykłym. Te chwile zostaną ze mną do końca życia.

Adam Małysz, dyrektor ds. skoków w Polskim Związku Narciarskim

Byłem tak zestresowany, emocje wierciły mi dziurę w brzuchu. Nie wiedziałem, czy szukać toalety, czy patrzeć na skoki. Gdybym siedział przed telewizorem, byłbym trochę spokojniejszy. Ale kiedy jest się tutaj, współpracuje z chłopakami i cały czas liczy na sukces, trudno utrzymać nerwy na wodzy.

Stres był większy niż wtedy, kiedy sam byłem zawodnikiem. Najbardziej bałem się skoku Dawida. To był ten moment, gdy Forfang skoczył 138 m, potem Leyhe 103,5 m. Dwa razy Kubackiego ściągano z belki, warunki były wtedy krytyczne i z tego powodu można było się niepokoić. Okazało się, że wytrzymał presję.

Jestem niezmiernie dumny. Dla mnie to coś niesamowitego, że mogę tu być, pomagać im. Wkładam w to całe serce. Medal to także dla mnie jest ukoronowanie wysiłku, sprawia, że ta praca jest niezwykle przyjemna. Wiem, że chłopaki chcą, żebym był przy ekipie, teraz widzę, że to działa. Konkurs drużynowy zrekompensował nam niedosyt po skokach indywidualnych. Trzeba było Stefana Horngachera, żeby nie jeden lub dwóch, ale czterech, pięciu, może nawet sześciu chłopaków było w stanie walczyć z drużyną o medale. Świętowanie? Nie chcieliśmy zapeszać. Było spontaniczne.

Grzegorz Sobczyk, drugi trener reprezentacji polskich skoczków

Adam Małysz był na kilku zgrupowaniach przed sezonem, oglądał, jak teraz pracuje się ze sprzętem skoczków i ładnie podsumował, że to taka mała Formuła 1. Wyścig sprzętowy jest i zawsze będzie. Ten, kto ma lepszy sprzęt, ma większy margines błędu i większą swobodę. Na pewno pod tym względem nie odstajemy od reszty. Może nie jesteśmy na samym szczycie, bo w Polsce trochę brakuje firm, które pomogłyby nam się rozwijać, mieć własne warsztaty, lecz tacy ludzie jak Michal Doleżal i Zbigniew Klimowski sprawiają, że ze sprzętem wszystko gra. Nie mogę za dużo zdradzić, najważniejsze, że chłopcy dobrze skaczą. Nie śledzimy zbytnio głosów krytyki pod adresem innych ekip, takich jakie w Lahti wygłosił np. Mika Kojonkoski wobec Niemców i ich kombinezonów. Jeśli coś zauważył i jest w stanie to udowodnić, to jako działacz FIS może to zgłosić. A jeżeli nic nie udowodni, to znaczy, że wszyscy mieli przepisowe kombinezony. —w Lahti notował Krzysztof Rawa

Relacja z Lahti

Wyjechali z hotelu w Vierumäki w niedzielne południe, samolot do Krakowa czekał. Dyrektor Adam Małysz, choć sobotnia noc po sukcesie była długa, nie zapomniał o obowiązkach medialnych i zaprosił rano na finałowe rozmowy po złotym medalu.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Inne sporty
Bratobójcza walka o igrzyska. Polacy zaczęli wyścig do Paryża
kolarstwo
Katarzyna Niewiadoma wygrywa Strzałę Walońską. Polki znaczą coraz więcej
Inne sporty
Paryż 2024. Tomasz Majewski: Sytuacja w Strefie Gazy zagrożeniem dla igrzysk. Próba antydronowa się nie udała
Inne sporty
Przygotowania Polski do igrzysk w Paryżu. Cztery duże szanse na złoto
Inne sporty
Kłopoty z finansowaniem żużla. Państwowa licytacja o Zmarzlika