MŚ: Fajerwerki dla Krafta

Mistrz świata na normalnej skoczni to Stefan Kraft. Austriak wyprzedził dwóch Niemcow i dwóch Polaków: Kamila Stocha i Macieja Kota

Aktualizacja: 25.02.2017 20:51 Publikacja: 25.02.2017 20:33

MŚ: Fajerwerki dla Krafta

Foto: AFP

Nie można zaprzeczać: nie takie były najśmielsze marzenia, ale fakt, że po sobocie nie ma pierwszego polskiego medalu w Lahti, na pewno nie zgasił nadziei na bardziej efektowny ciąg dalszy.

Trójka w pierwszej dziesiątce (do Stocha i Kota dołączył Dawid Kubacki na ósmej pozycji) to świetny wynik, było sporo emocji przed gorącą fińską publicznością, była stosowna oprawa w wykonaniu polskiej firmy produkującej barwy  takich widowisk – to znani w Zakopanem i wielu innych miejscach Crowd Supporters (Mikee & DJ Ucho).

Pierwsza seria i kolejność: Kraft, Wellinger, Hayboeck, Stoch, Kubacki, Eisenbichler, Kot, Ito. Druga seria: Kot, Wellinger, Eisenbichler, Stoch, Kot, Hayboeck, Forfang, Kubacki. Widać kto zyskał, kto stracił. Polaków trochę podrażniła sędziowska przychylność dla Markusa Eisenbichlera w ocenie stylu drugiego skoku, Niemiec wyraźnie się zachwiał.

Łatwo było policzyć – 1,1 pkt straty Stocha do podium dałoby się odzyskać, gdyby każdy z sędziów (Polak – Kazimierz Bafia na pozycji sędziego B, też) odjął Niemcowi pół punktu więcej. Inna mądrość w skokach mówi jednak, że za długie skoki sędziowie dają lepsze noty, nawet jak narta na zeskoku trochę odjedzie.

– Na pewno oczekiwania były duże. Nasi pokazali, że potrafią. W treningach i kwalifikacjach skakali bardzo dobrze i mocno podgrzali atmosferę. Skoki chłopaków w konkursie nie były złe. Kamil troszkę je spóźniał, ale on z takimi skokami wygrywał. Zabrakło czegoś ekstra. Kraft i Wellinger byli brani pod uwagę jako faworyci. Doskoczył do nich Eisenbichler swoim drugim skokiem. Zabrakło mało, ale myślę, że na dużej skoczni głód medalu spowoduje, że wypalimy.

Trzech zawodników w czołowej dziesiątce to oczywiście sukces. Dożyliśmy jednak takich czasów, że nie cieszy nas taka sytuacja. Słyszałem, jak Maciek mówił, że on jest zawiedziony i to dla niego porażka. Nie powinien tak mówić. Powinien powiedzieć: Ja im jeszcze pokażę, duża skocznia będzie moja. Wiem, że jest niedosyt, ale z tym już nic nie zrobimy. Należy zamknąć ten rozdział. Przed nami zawody na dużym obiekcie i na tym trzeba się skoncentrować – to pełne podsumowanie mistrza świata ze skoczni normalnej w Lahti w 2001 roku.

Kamil Stoch przyjął czwarte miejsce z godnością. – Wynik jest na miarę skoków. Nie były najlepsze, były dobre, czwarta pozycja odzwierciedla tę postawę. Nie uważam, że miałem pecha. To co powiem, nie będzie zbyt odkrywcze: do podium zabrakło niewiele, lecz nie czuję się ani zły, ani zirytowany. Wykonałem dobrą pracę, wiem, że stać mnie na więcej. Kraft i Wellinger nie byli poza zasięgiem. Różnice były niewielkie – podsumował.

Kiedy dziennikarze drążyli temat, więc dodał jeszcze: – Jestem trochę zawiedziony, ale uważam, że mam do tego prawo. Po prostu mogło być lepiej. Szkoda, że w konkursie nie oddałem takiego skoku, jak w kwalifikacjach, gdy pobiłem rekord skoczni. Jednak szansa na medale jeszcze będzie, więc nie mam powodu, żeby się denerwować. Trzeba tylko podnieść głowę i iść dalej. Może na dużej skoczni będzie tak jak trzeba. Mój sposób na wyczyszczenie umysłu po sobotnim konkursie: już myślami jestem na większej skoczni Salpausselkä.

Maciej Kot, któremu do medalu zabrakło nieco więcej, też zachował dystans do wydarzeń soboty, ale nieco mniejszy. – Skoki konkursowe były podobne do treningowych, to cały czas był równy i wysoki poziom, ale myślę, że każdy z nas byłby w stanie znaleźć w swoich próbach błędy, a inni po prostu skakali lepiej. Gdyby to był Puchar Świata, byłbym z piątego miejsca zadowolony. W mistrzostwach świata liczą się jednak tylko trzy pozycje – mówił.

Konkursy na skoczni normalnej zwykle są wyrównane, może dlatego wspomniał o wietrze i sędziach, bo drobne straty jednak wpływają na wynik. – Taki już jest nasz sport, że trzeba mieć trochę szczęścia. W obu skokach czułem, że pod koniec zabrakło noszenia. Leciałem dość wysoko i nagle musiałem lądować. To spowodowało problem z telemarkiem i od razu niższe noty. Za styl straciłem do czołówki ponad cztery punkty w dwóch skokach. Taka strata boli. Tyle, że gdybym skoczył dwa metry dalej od Markusa Eisenbichlera, noty nie grałyby roli – dodał.

Mistrz Stefan Kraft, uśmiechnięty od ucha do ucha powtarzał zaś wszem i wobec, jaki jest szczęśliwy. – Marzenia się spełniły, miałem wielką radość skakania, warunki były dobre, rywalizacja wyrównana, ale obie próby perfekcyjne, od wybicia do telemarku. Do tego świetna afmosfera na trybunach. To też szczęście – wykonać takie dwa znakomite skoki wtedy, gdy najbardziej trzeba. Myślałem, że Kamil skoczy jakieś 100 m, ale widać, że w skokach naprawdę niewielki błąd może przynieć dużą stratę – mówił podczas konferencji prasowej.

Trener mistrza Heinz Kuttin promieniał, był sam był mistrzem świata na skoczni normalnej w 1991 roku. Teraz ma swoje najlepsze trenerskie dni. Przypomniał jednak, że pierwszym mistrzem świata, jakiego wychował, był polski mistrz świata juniorów Mateusz Rutkowski. Spotkawszy Kamila Stocha uściskał go szczerze i może nawet miał we wzroku odrobinę współczucia, że za jego Stefanem nie stanął Polak.

Żaden ze skoczków, trenerów i ekspertow jednak nie zapomniał: ciąg dalszynastąpi na dużej skoczni w konkursie indywidualnym i drużynowym. Hasło: póki walczymy – jesteśmy zwycięzcami, wciąż obowiązuje.

> Podium i okolice:

Konkurs indywidualny mężczyzn (HS100): 1. S. Kraft (Austria) 270,8 (99,5 i 98); 2. A. Wellinger 268,7 (96,5 i 100); 3. M. Eisenbichler (obaj Niemcy) 263,6 (95 i 100,5); 4. K. Stoch 262,5 (96,5 i 99); 5. M. Kot 255,1 (95 i 95,5);...8. D. Kubacki 251,5 (96,5 i 93,5); 19. P. Żyła (wszyscy Polska) 240,2 (91,5 i 94).

Nie można zaprzeczać: nie takie były najśmielsze marzenia, ale fakt, że po sobocie nie ma pierwszego polskiego medalu w Lahti, na pewno nie zgasił nadziei na bardziej efektowny ciąg dalszy.

Trójka w pierwszej dziesiątce (do Stocha i Kota dołączył Dawid Kubacki na ósmej pozycji) to świetny wynik, było sporo emocji przed gorącą fińską publicznością, była stosowna oprawa w wykonaniu polskiej firmy produkującej barwy  takich widowisk – to znani w Zakopanem i wielu innych miejscach Crowd Supporters (Mikee & DJ Ucho).

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Inne sporty
Bratobójcza walka o igrzyska. Polacy zaczęli wyścig do Paryża
kolarstwo
Katarzyna Niewiadoma wygrywa Strzałę Walońską. Polki znaczą coraz więcej
Inne sporty
Paryż 2024. Tomasz Majewski: Sytuacja w Strefie Gazy zagrożeniem dla igrzysk. Próba antydronowa się nie udała
Inne sporty
Przygotowania Polski do igrzysk w Paryżu. Cztery duże szanse na złoto
Inne sporty
Kłopoty z finansowaniem żużla. Państwowa licytacja o Zmarzlika