Po dwumiesięcznej przerwie w Pucharze Świata jest dobra piąta pozycja, ale pozostały też mieszane wrażenia – z jednej strony ewidentna poprawa formy, z drugiej słabsze tempo w końcowej fazie biegu i 1.20 min straty, czyli sporo, do norweskiej arcymistrzyni. Na szczęście do innych już nie tak wiele.
Bjoergen w niedzielę przypomniała widzom znane obrazki z przeszłości: prowadzenie od startu, uśmiech i brak zadyszki na mecie. Wygrała 106. bieg w PŚ, nie wydawała się poruszona tym faktem, tak samo jak nie widać było euforii, że jest tak znacząco lepsza od rywalek.
W Otepaeae mogliśmy obserwować, jak szybko zwiększa się przewaga Norweżki. Dość długo drugą w kolejnych punktach pomiaru czasu była liderka PŚ Heidi Weng, bardzo blisko niej trzymała się Justyna Kowalczyk. Dopiero biegnąca z odległym numerem startowym Charlotte Kalla po trzech kwadransach trochę ożywiła akcję, gdy zegary pokazały, że jest najbliżej Bjoergen.
Finisz zmienił niewiele, pierwsza Bjoergen, następna z półminutową stratą Kalla. Polka na jednym z podbiegów spotkała się ze Szwedką, ale nie utrzymała jej tempa, nie dała też rady Weng, choć przez trzy czwarte trasy dzieliły je sekundy. Na końcu Justyna Kowalczyk dała się także wyprzedzić Ingvild Flugstadt Oestberg.
Odpowiedź, co przyniósł wielotygodniowy mocny trening i kilka startów z dala od głównych rywalek – jednak padła. Na 10 km stylem klasycznym – głównym dystansie Kowalczyk w mistrzostwach świata – Polka z pewnością się wzmocniła, optymiści nadal mają prawo mówić, że medal w Lahti jest blisko, nawet jeśli na razie, jak napisała na Twitterze polska mistrzyni nart: „Dzisiaj było o jeden podbieg za daleko...".