Powiększona skocznia w Oberstdorfie na razie nie jest miejscem, w którym padł rekord długości lotu, ale modernizacja pomogła w tym, by konkursy były atrakcyjne i odległości poruszały wyobraźnię.
Bohaterami weekendu zostali Austriak Stefan Kraft, który wygrał dwa razy – pełny konkurs w sobotę i skrócony przez wiatr do jednej serii w niedzielę – oraz Andreas Wellinger. Niemiec dwa razy był drugi i, co dla gospodarzy też było źródłem satysfakcji, przeniósł rekord odnowionej skoczni do granicy 238 m.
Za plecami tej dwójki ambitnie uwijali się inni, wśród nich Polacy. Kamil Stoch zrobił swoje – miejsce na podium to zawsze sukces, potem dziewiąta pozycja w konkursie, który z powodu nagłego wzmożenia podmuchów musiał zostać skrócony.
Można żałować, że nie było drugiej serii. Maciej Kot wreszcie oswoił się z lotami w Oberstdorfie, po zwycięstwie w kwalifikacjach był na szóstym miejscu po jeszcze lepszym skoku. Piotr Żyła też skakał dobrze i potwierdził, że gdy pozycja dojazdowa wreszcie wygląda profesjonalnie i jest stabilna jak poczucie humoru skoczka, wyniki też są stabilne. Trzech Polaków w pierwszej dziesiątce PŚ – ta norma jeszcze niedawno wydawała się nie do spełnienia. No i Jan Ziobro przesunął rekord życiowy ze 192 do 210,5 m.
Wyniki lotów w Bawarii pokazały, że mocni pozostają mocni, wartość specjalizacji w tej dziedzinie potwierdził jedynie Jurij Tepes, który jednak skacze w kratkę, raz wybitnie, raz fatalnie. W niedzielne popołudnie na pierwszą serię wypadł mu ten dobry skok, więc nagrodą było trzecie miejsce. Peter Prevc krok po kroku wraca na pierwsze miejsce wśród słoweńskich braci, a to oznacza, że w mistrzostwach świata może już być po dawnemu groźny dla wszystkich.