Skakało 11 drużyn, prowadzenie wyrywały sobie trzy i to one zakończyły rywalizację na podium pod Wielką Krokwią. Najszybciej opowiedziana historia tego konkursu to prowadzenie Polaków po dwóch skokach, Słowenii po czterech (rewelacyjna forma Petera Prevca), wreszcie skuteczny atak Niemców, którzy wykorzystawszy małe i większe wpadki konkurencji, od półmetka zostali liderami, utrzymali pierwsze miejsce do końca i odebrali eleganckie ciupagi za zwycięstwo.
Po drodze było bardzo wiele emocji – z polskiej strony patrząc: najpierw doskonała próba Piotra Żyły, potem prawie tak samo dobra Macieja Kota, następnie niezbyt efektowny skok Dawida Kubackiego z silnym wiatrem w plecy i mocno spóźniony Kamila Stocha, po którym pojawiły się pierwsze wątpliwości, że powtórka z Klingethal będzie możliwa.
Jednak w drugiej serii nadzieja do końca nie zgasła, przede wszystkim dzięki Żyle, którego druga próba – 137,5 dorównała skokowi dnia, jaki oddał Peter Prevc. Po konkursie Kamil Stoch słusznie kazał dziękować koledze, bez którego waleczności o miejsce na podium nie byłoby łatwo.
Żyła jednak skoczył znakomicie, dał napęd pozostałej trójce, wszyscy się poprawili, Kubacki o 8, Stoch o całe 11 metrów i do Niemców skaczących w składzie: Marcus Eisenbichler, Stefan Leyhe, Anadreas Wellinger i Richard Freitag, zabrakło Polakom niewiele ponad 5 punktów.
Tak jak przypuszczano – odrodzony Peter Prevc w składzie Słowenii daje drużynie dodatkową wartość. Sygnał przed konkursem indywidualny został wysłany – mistrz poprzedniej zimy bardzo szybko się odbudował, wraca między najlepszych. Jednak wpadka Jurija Tepesa w drugiej części konkursu ustawiła końcową kolejność, za Polakami.