Od uzasadnionej nadziei na wielkie zwycięstwo już po pierwszej serii do euforii po drugiej – tak będzie w Polsce pamiętany finał 65. TCS. Kamil Stoch wytrzymał wszystko – bolący bark po upadku w Innsbrucku, ciśnienie jakie stwarzały okoliczności, nawet kaprysy pogody, które też miały znaczenie.
Polski mistrz wyprzedził w ostatnim konkursie Michaela Hayboecka i wciąż rewelacyjnego Piotra Żyłę, na piątym miejscu znalazł się Maciej Kot. Katastrofalny ostatni skok Daniela Andre Tande spowodował, że Norweg stracił na rzecz Żyły drugie miejsce w turnieju, ledwie obronił trzecie przed Kotem.
Pozostała polska trójka prezentował wzorową stabilność formy: Dawid Kubacki, Jan Ziobro i Stefan Hula zakwalifikowali się do finałowej serii i zdobyli punkty Pucharu Świata.
Konkurs, jak wiadomo rozgrywał się na dwóch poziomach: zawodów i całego turnieju. Z polskiego punktu widzenia znacznie ważniejszy był ten drugi, więc zajmowały nas różnice między Stochem i Tande, Kraftem i Żyłą, także Kotem. Polscy kibice po pierwszym, niezbyt ofensywnym skoku Stefana Krafta (128 m) już wiedzieli, że brama do miejsca na podium dla drugiego Polaka otworzyła się znacznie szerzej.
Zanim pan Piotr to potwierdził, warto było na rozgrzewkę oglądać pojedynek narodowy Jan Ziobro – Stefan Hula. Skoczyli podobnie: metr przewagi zadecydował, że miejsce w drugiej serii od razu miał pan Janek, pan Stefan dołączył wkrótce z listy „lucky loserów".