To wprawdzie przedostatnia runda cyklu, w kalendarzu znajduje się jeszcze październikowy Rajd Maroka, ale już na argentyńskich trasach mogą zapaść najważniejsze rozstrzygnięcia.

Trzech czołowych zawodników dzielą minimalne różnice. Sonik zajmuje w klasyfikacji generalnej drugie miejsce. Wyprzedza o punkt Keesa Koolena (Holandia), do lidera Alexisa Hernandeza (Peru) traci dwa punkty. Na liście startowej są również doświadczeni dakarowcy: m.in. Pablo Copetti (trzeci w tegorocznej edycji rajdu) oraz Jeremias Gonzalez Ferioli i Walter Nosiglia, którzy stanęli na podium w 2015 roku, gdy w Ameryce Południowej triumfował Sonik.

– Większość moich najgroźniejszych rywali znam bardzo dobrze. Wiem, że nie będzie łatwo, bo poza Keesem Koolenem każdy z nich lepiej ode mnie zna te trasy, jednak nieraz w przeszłości udowadniałem, że nie boję się walki z argentyńską koalicją. To dla mnie dodatkowa motywacja. Wiem, że jestem tu sam i muszę sobie poradzić. Oni jadą zgodnie z zasadą „bij mistrza", a ja muszę okazać się sprytniejszy i każdego dnia dać z siebie maksimum. I taki jest właśnie plan – mówi Sonik. Przekonuje, że emocje i sportowa złość pozwalają mu zapomnieć o kontuzjowanym kolanie.

Trasa Desafio Ruta 40 poprowadzi w dużej mierze przez znane z Dakaru tereny, w tym znienawidzoną przez kierowców Fiambalę.

– To miejsce opuszczone przez Boga. Nie znam człowieka, który chciałby zamieszkać tam z własnej woli. Podczas Dakaru jest tam gorąco jak w piekle. Teraz będzie znacznie chłodniej, ale i tak nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek odczuwał przyjemność z jazdy po tej pustyni. To po prostu trzeba przetrwać – zapowiada obrońca Pucharu Świata.