Cel minimum został osiągnięty – Przygoński, mimo dużej konkurencji, poprawił swoją pozycję z ubiegłego roku (był wtedy siódmy). – Jesteśmy strasznie zmęczeni, ale szczęśliwi i zadowoleni. Przez ostatnie dwa tygodnie mieliśmy naprawdę dużo przygód: od uszkodzonych kół, przez chorobę Toma po zakopane Mini. Udało się wyjść ze wszystkich opresji, dopisało trochę szczęścia i kończymy rajd w pierwszej piątce. To nie jest nasze ostatnie słowo – zapowiada Przygoński. Nie ukrywa, że był to najcięższy Dakar, w jakim brał udział. – Zmieniła się jego formuła, ma teraz charakter bardziej przeprawowy i jest bardzo trudny terenowo. W tym roku było mnóstwo miejsc, w których walczyliśmy tylko o to, żeby przejechać. To już nie jest rajd, gdzie rywalizuje się na ułamki sekund i moim zdaniem to dobry kierunek rozwoju – dodaje Polak.


O skali trudności tegorocznego Dakaru najlepiej świadczy fakt, że do mety nie dojechało aż 145 z 335 załóg, które wystartowały (ponad 43%). Kolejny cel Przygońskiego to dorównanie Hołowczycowi, który w 2015 roku stanął na najniższym stopniu podium.

W tym roku triumfował Hiszpan Carlos Sainz (Peugeot) przed Katarczykiem Nasserem Al.-Attiyahem (Toyota). Lepsi od Przygońskiego byli jeszcze tylko reprezentant RPA Giniel de Villiers (Toyota) i Francuz Stephane Peterhansel (Peugeot).

Rywalizację motocyklistów wygrał Austriak Matthias Walkner, który rok temu przegrał jedynie z Brytyjczykiem Samem Sunderlandem. Debiutujący w Dakarze Maciej Giemza, drugi z zawodników Orlen Teamu, zajął 24. miejsce. - Bardzo dużo się nauczyłem i mam nadzieję, że te doświadczenia zaprocentują w nadchodzącym sezonie i w kolejnym Dakarze – mówi 22-letni motocyklista.

Zadowolony do Polski wraca też nasz Kamil Wiśniewski. Drugi raz z rzędu okazał się najlepszy wśród quadów z napędem na cztery koła. – Sam nigdy bym tego nie dokonał. Nieoceniona była pomoc zespołu i Rafała, który mimo kontuzji i przedwczesnego powrotu do kraju cały czas wspierał mnie w drodze do mety – podkreśla Wiśniewski. W klasyfikacji generalnej był 13.

Drugie zwycięstwo w karierze odniósł Chilijczyk Ignacio Casale (poprzednio w 2014 roku).  Na podium stanęli także dwaj Argentyńczycy: debiutant Nicolas Cavigliasso i Jeremias Gonzalez Ferioli, który trzy lata temu przegrał tylko z Rafałem Sonikiem. Mistrz Dakaru 2015 po operacji kolana dotarł już do Krakowa, gdzie oglądał końcówkę rywalizacji.

– Oczywiście wolałbym być na mecie z Kamilem, ale muszę przyznać, że jestem z niego dumny. Z niego i całego mojego zespołu, który towarzyszył mu i wspierał do samej Cordoby. Mam nadzieję, że za rok na rampę kończącą Dakar znów wjedziemy razem – podsumował Sonik.