Wtorkowy etap rozpoczął się od spektakularnego startu nad oceanem. Sonik ruszył na trasę 330-kilometrowego odcinka specjalnego wraz z sześcioma innymi quadowcami i ośmioma motocyklistami.

– Już na początku ścigania przeciąłem oponę na kamieniu. Niestety dziura pojawiła się z boku i nie było szans, żeby ją naprawić na odcinku. W środku mam mousse, czyli wypełnienie ze specjalnej gąbki, dzięki któremu nie byłem na straconej pozycji i mogłem kontynuować jazdę. Niestety musiałem zachować ostrożność. Koło bez powietrza jest bardziej narażone na przecięcie o felgę, a nie chciałem zrobić z gumy frędzla, bo wtedy znalazłbym się w poważnych opałach – opowiadał zwycięzca Dakaru 2015. – W końcowej partii mieliśmy problem ze znalezieniem waypointów, które moim zdaniem były nieprecyzyjnie oznaczone w roadbooku i przesunięte o 200, a czasem 400 metrów. Krążenie w trudnym terenie w poszukiwaniu właściwego punktu to duże wyzwanie, a dodatkową przeszkodą są krzyżujące się ślady poprzedników. Warto jednak poświęcić ten czas, niż dostać wysoką karę za niezaliczenie takiego waypointa.

O sporym pechu może mówić Kamil Wiśniewski. Długo trzymał się blisko pierwszej dziesiątki, ale dwukrotnie się przewrócił i utknął na pustyni na ponad półtorej godziny z powodu braku paliwa. Nie miał też wody, bo swój camelbak i rurkę wykorzystał wcześniej do przepompowania paliwa.  

Czwarty dzień Dakaru dał się również we znaki motocyklistom i kierowcom aut. Z rywalizacji musiał się wycofać broniący tytułu w tej pierwszej kategorii Sam Sunderland. Brytyjczyk zaliczył upadek i doznał urazu kręgosłupa. Wspierany przez Jacka Czachora zawodnik Orlen Team Maciej Giemza (KTM) uzyskał 38. czas i w klasyfikacji generalnej spadł o dwa miejsca – jest 32. Nowym liderem został Francuz Adrien van Beveren.

W kategorii samochodów prowadzenie utrzymał Francuz Stephane Peterhansel. Na drugie miejsce awansował Sebastien Loeb, który ma prawie 7 minut straty do rodaka. Do czołowej dziesiątki, mimo 12. czasu, wskoczył Kuba Przygoński.  
– Jesteśmy najwyżej sklasyfikowaną załogą Mini, ale nie jestem do końca zadowolony z wyników. Tempo mamy dobre, ale potrzebujemy dnia bez problemów, żeby złapać przysłowiowy wiatr w żagle. Tak naprawdę rajd dopiero się zaczął i wszystko przed nami – mówi Przygoński. – We wtorek wszyscy popełniali błędy. Do połowy odcinka mieliśmy dobre tempo, potem niestety zakopaliśmy się i straciliśmy około 10 minut. Następnie trzy razy złapaliśmy kapcie i musieliśmy zmieniać koła. Dobrze, że tylko trzy, bo więcej zapasowych już nie mieliśmy.   

W środę kolejny trudny etap, po potężnych wydmach. Uczestnicy znów ruszą na południe w kierunku miasta Arequipa. Organizatorzy inaczej poprowadzili trasę odcinka specjalnego dla różnych klas. Oes dla motocykli i quadów będzie liczyć 266 km. Samochody i ciężarówki pokonają 268 km, ale ich dojazdówka będzie ponad 150 km dłuższa (666 km – a  w przypadku motocykli 508km).