Walka na bezdrożach Sahary od początku przynosi wielkie emocje. W piątek pierwszy na mecie stawił się Aleksander Maksimow, ale Rosjanin otrzymał trzy minuty kary i spadł na drugą pozycję.
– Początek dzisiejszej rywalizacji był dość nerwowy. Nie otrzymaliśmy roadbooka na niemal 350-kilometrową dojazdówkę. Prowadził nas organizator, który najpierw zostawił grupę 30 motocyklistów i quadowców na stacji benzynowej, a potem nie trafił na start. Jechaliśmy sami, z duszą na ramieniu, przez szary świt, ale na szczęście ludzie tu są bardzo życzliwi i na skrzyżowaniach pokazywali nam drogę, którą przejechała poprzedzająca nas grupa – opowiadał krakowianin.
Przed liczącym 800 km etapem obrońca trofeum obawiał się, jak na długotrwały wysiłek zareaguje kontuzjowany staw skokowy. – Nie było źle. Boli zdecydowanie mniej, niż się spodziewałem. Ten etap mimo dystansu nie był trudny, więc zobaczymy, jak będzie na bardziej morderczych oesach. Ważne, że utrzymuję tempo. Zdaję sobie sprawę, że nie jest ono mistrzowskie, ale postaram się, jak najlepiej wykorzystać swoje doświadczenie. To będą cztery dni poważnego ścigania – przyznał Sonik, który do drugiego etapu przystąpi z pięciominutową przewagą nad liderem PŚ Koolenem.
– Dziś nie czuję się mocno wyeksploatowany, choć spałem tylko cztery godziny, a z quada zszedłem po dwunastu i pół godzinach jazdy. Pierwszy prawdziwy test wytrzymałości czeka nas dopiero jutro. Na tym koncentruję swoją uwagę – mówi Polak. W sobotę zawodnicy będą mieli do pokonania 364 km odcinka specjalnego.
W Maroku świetnie radzi sobie także załoga Orlen Team. Kuba Przygoński i jego pilot Tom Colsoul uzyskali drugi czas, ustępując tylko Sebastienowi Loebowi, i awansowali na trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej samochodów. Wśród motocyklistów najszybszy był Chilijczyk Pablo Quintanilla. Zawodnik Orlen Team Maciek Giemza uzyskał 21. czas.