Kontuzjowane kolano boli coraz mniej, ale Rafał Sonik musi się teraz zmagać z nowym urazem. Na poniedziałkowym etapie, podczas niegroźnej z pozoru wywrotki, zwichnął kostkę. Dzięki pomocy osteopaty Stanisława Czopka mógł podjąć dalszą walkę.
– Niestety, nie byłem w stanie jechać zbyt szybko. Na krótkiej, piaskowej fali, gdzie co chwilę podbija quad do góry, nogi amortyzują siłę dobić i ból staje się dotkliwy. Po oesie jest jednak lepiej niż wczoraj, choć staw skokowy powoli robi się fioletowy – opowiadał obrońca trofeum.
Wtorkowy etap prowadził przez znane z Dakaru i znienawidzone przez zawodników trasy. Mimo rozpoczynającej się dopiero w tej części świata wiosny, przyszły już pierwsze upały. – To był taki dakarowy kiler. Nawet temperatura dawała popalić. Była co prawda odległa od styczniowych skwarów, ale wahała się w okolicach 30 stopni Celsjusza – dzielił się wrażeniami Sonik.
Specyfika trasy, w dużych fragmentach zachęcającą do szybkiej jazdy, sprzyjała mocnemu quadowi Keesa Koolena. Holender stawił się na mecie przed Copettim i Sonikiem, któremu dzień wcześniej sędziowie dopisali karę za ominięcie waypointa.
– Może straciłem prowadzenie w rajdzie, ale różnice między nami są bardzo małe. Myślę, że zarówno tu, jak i w Maroku walka będzie się toczyć do samego końca. Jest nas czterech w grze. Alexis Hernandez miał pecha związanego z awarią, ale Koolen jeździ atomowym quadem, który się nie psuje, więc wciąż wiele może się zmienić – przyznał Sonik.