Na starcie czwartego etapu quadowców przywitał chłód, deszcz i wiatr. – To był paskudny odcinek. Najgorszy rodzaj pustyni, po jakim przyszło mi kiedykolwiek się ścigać. Poprzerastana, nieprzyjemna. Organizator wysłał nas tu chyba za karę. Żadnej satysfakcji z jazdy. Jeden z tych rajdowych dni, które trzeba przetrwać. Wielu zawodników się zakopywało w grząskim piasku. Kilku pomogłem wyjechać. Co więcej bardzo trudno było zaliczyć waypointy. Mnie się udało, ale inni mieli z tym sporo problemów. Tylko fragment trasy w górach był wart zapamiętania – relacjonował Rafał Sonik.

Środowy odcinek specjalny wyprowadził zawodników na wysokość 3600 m n.p.m., gdzie warunki również nie rozpieszczały. Polakowi nie udało się dogonić Keesa Koolena, który wygrał etap i został liderem rajdu z 12-minutową przewagą nad Sonikiem. – W tej perspektywie drugi czas nie jest zadowalający. W czwartek czeka nas ostatni akord rywalizacji na odcinku liczącym 180 km. Nie jest to dystans, który może znacząco zmienić układ sił, ale w rajdach terenowych nie brakuje nagłych zwrotów akcji. Dlatego będę walczyć i aż do mety gonić zarówno Holendra, jak i Pablo Copettiego – obiecuje krakowianin.

Piąty etap poprowadzi z Tafi del Valle do Tucuman, gdzie odbędzie się ceremonia zakończenia rajdu. W piątek z samego rana, Sonik poleci do Buenos Aires. Tam, w budynku senatu, wraz z Ambasadorem RP Markiem Pernalem otworzy wystawę „Polska i Polacy a niepodległa Argentyna 1816-2016”.