Wstrząs nastąpił w październiku, kiedy telewizja ARD wyemitowała wywiad ze zbiegłą do Niemiec chińską lekarką. Pani Xue wyznała, że w proceder dopingowy w latach 80. i 90 zaangażowanych było 10 tysięcy sportowców z reprezentacji narodowych i kadr regionalnych.
– Cały system sportowy był gangreną – powiedziała lekarka i przytoczyła kilka drastycznych przykładów. Do jej gabinetu trener przyprowadził 13-letniego chłopca trenującego gimnastykę, któremu wyrosły piersi. Leczyła dziewczynki, które cierpiały na zaburzenia równowagi i widzenia. Osobiście opiekowała się Li Ningiem, sześciokrotnym medalistą olimpijskim z igrzysk w Los Angeles (1984), dziś znanym biznesmenem. Przed igrzyskami w Seulu (1988) Li sam ją poprosił o kurację dopingową, której mu odmówiła.
Pani Xue ma 68 zeszytów zapełnionych notatkami z czasów, gdy pracowała w chińskim sporcie. Wie dużo. Na własne oczy widziała, jak rodził się system. Wzorowa komunistka, ukończyła studia z wyróżnieniem z nową wtedy w kraju specjalizacją – medycyna sportowa. Od 1977 do 1984 roku była odpowiedzialna za 11 reprezentacji narodowych, m.in. w lekkiej atletyce, podnoszeniu ciężarów, siatkówce, koszykówce, badmintonie.
To był ważny moment w historii sportu chińskiego, bo właśnie w 1984 roku Chińczycy po 32 latach przerwy wystartowali w igrzyskach. Władze miały jeden cel – wykorzystać sport do celów propagandowych. Środkiem do sukcesu miał być doping. Lekarze byli wysyłani na szkolenie do ZSRR, także do krajów zachodniej Europy, żeby z bliska przyjrzeć się sposobom używania niedozwolonych środków przez sportowców.
Magazyn „L'Equipe" podaje, że w 1979 roku jeden z chińskich lekarzy odwiedził Francję i wrócił z konkluzją: „Wszyscy się dopingują. Musimy robić to samo". Chińczycy wymyślili własny środek Dalibu, będący koktajlem sterydów i produktów tradycyjnej medycyny. Szybko też nauczyli się działać ostrożnie. „Babcia wróciła" to hasło, że można jechać na zawody, bo organizm został wyczyszczony z niedozwolonych środków.