Żukowski: Powrót do lat ciemnych

Jesienna podróż polskiego futbolu od pieniędzy do nędzy była równie szybka, co niespodziewana.

Aktualizacja: 17.10.2016 21:31 Publikacja: 17.10.2016 19:21

Żukowski: Powrót do lat ciemnych

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

Nie chodzi o nędzę materialną – PZPN nie zbankrutował, a Legia zgarnie wreszcie sporo grosza od UEFA za awans do Ligi Mistrzów. Wrażenie, że wracamy do lat ciemnych, ma raczej podłoże obyczajowe niż czysto piłkarskie.

Już w Kazachstanie widać było „zatrucie ćwierćfinałem Euro". Polscy piłkarze zachowywali się tak, jakby pojechali do Astany z misją cywilizacyjną, a gdy tubylcy nie zgodzili się położyć przed nimi plackiem, zaczęli dusić (Robert Lewandowski) i kopać leżących (Kamil Glik – jedno z najbardziej chamskich zachowań polskiego piłkarza w ostatnich latach). Tylko łaskawości sędziego zawdzięczamy, że obaj nie dostali czerwonych kartek i grali z Danią.

To, czego dowiedzieliśmy się po cudownym zwycięstwie nad Armenią, dowodzi, że kibice karmieni byli mitem o powszechnie szanowanym trenerze, świetnej atmosferze w kadrze i nowym pokoleniu, które profesjonalizm ma we krwi. Tymczasem okazuje się, że Adam Nawałka, który nie udziela wywiadów, a zadawanie mu poważnych pytań podczas konferencji prasowych jest bez sensu, bo na żadne nie odpowiada, ma problemy nie tylko sportowe.

Trzeba być wyjątkowo naiwnym, by uwierzyć, że prezes Zbigniew Boniek i trener Nawałka nie wiedzieli, kto i z kim pije. Przerzucenie odpowiedzialności za ujawnienie afery na prasę jest bezsensowne, bo nie buduje autorytetu kierownictwa PZPN, wprost przeciwnie.

Najważniejsze jest jednak wrażenie powrotu do – wydawałoby się – dawno zapomnianego bezsensu. Niby dookoła bogato i kolorowo, polskie stadiony piękne, kontrakty na Zachodzie bajeczne, a tu z piłkarskich butów znowu wychodzi słoma.

Być może – jak napisał w tym miejscu wczoraj Stefan Szczepłek – taka jest właśnie piłkarska natura, ale ja miałem nadzieję, że marksistowska teza o bycie, który kształtuje świadomość, przebiła się przynajmniej w futbolu. Nic z tego, piłkarz to znowu nie brzmi dumnie. A po Euro we Francji tak wielkie były nadzieje, tak pięknie witano futbolistów, którzy przecież niczego nie wygrali, tylko po prostu nie zrobili wstydu. Teraz pokazali, że nasz szacunek dostali na kredyt. Na boisku i poza nim.

O pociechę trudno, bo polski kibic to brzmi jeszcze mniej dumnie niż polski piłkarz. Madryt już żyje w strachu przed gośćmi z Warszawy. To miała być wielka chwila – powrót mistrza Polski do Ligi Mistrzów. Z pięknym stadionem, miastem, które staje się jedną z atrakcji Europy, młodzieżą obytą w świecie, czyli wszystkim tym, co pokazaliśmy podczas naszego Euro cztery lata temu. Mieliśmy wówczas prawo czuć się dumni z tego, jak przyjęliśmy gości i jak kibicowaliśmy sami.

Oczywiście wiadomo, że kibice reprezentacji to zupełnie co innego niż plemienna klubowa publiczność, ale ekscesy takie jak podczas meczu Legii z Borussią wydawały się już niemożliwe.

Legia jest klubem chorym – właściciel pisze list do mediów, w którym przyznaje, że obawia się o bezpieczeństwo swoje i rodziny, po czym informuje, że na mecze chodzić już nie zamierza. W tej sytuacji zasadne wydaje się pytanie: czyja jest Legia? Tych, którzy z Żylety lżą gości na powitanie, do spółki z tymi, którzy przypuścili atak na kibiców z Dortmundu?

Pusty stadion podczas rewanżu z Realem to będzie najsmutniejsze wydarzenie w warszawskim futbolu od czasu, gdy Legia założona przez legionistów Piłsudskiego spaliła Wilno Marszałka.

Nie chodzi o nędzę materialną – PZPN nie zbankrutował, a Legia zgarnie wreszcie sporo grosza od UEFA za awans do Ligi Mistrzów. Wrażenie, że wracamy do lat ciemnych, ma raczej podłoże obyczajowe niż czysto piłkarskie.

Już w Kazachstanie widać było „zatrucie ćwierćfinałem Euro". Polscy piłkarze zachowywali się tak, jakby pojechali do Astany z misją cywilizacyjną, a gdy tubylcy nie zgodzili się położyć przed nimi plackiem, zaczęli dusić (Robert Lewandowski) i kopać leżących (Kamil Glik – jedno z najbardziej chamskich zachowań polskiego piłkarza w ostatnich latach). Tylko łaskawości sędziego zawdzięczamy, że obaj nie dostali czerwonych kartek i grali z Danią.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową