Stadion Śląski odegrał istotną rolę w historii polskiego futbolu

Stadion Śląski był miejscem chwały polskiego futbolu. Był, i może jeszcze będzie.

Aktualizacja: 20.10.2017 06:22 Publikacja: 20.10.2017 00:01

Legendarny mecz Polska – ZSRR, wygrany przez polskich piłkarzy 2:1. Lwa Jaszyna dwukrotnie pokonał G

Legendarny mecz Polska – ZSRR, wygrany przez polskich piłkarzy 2:1. Lwa Jaszyna dwukrotnie pokonał Gerard Cieślik

Foto: CAF/PAP

20 października 1957 roku w rozegranym na Stadionie Śląskim w Chorzowie meczu eliminacyjnym do Mistrzostw Świata Polska, po dwóch golach Gerarda Cieślika, pokonała ZSRR 2:1. W rocznicę tego wydarzenia przypominamy tekst Stefana Szczepłka.

Zbudowano go na wzór stadionu imienia Siergieja Kirowa w Leningradzie. W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku w krajach Europy Wschodniej wszystko powstawało na sowiecki wzór i stadiony nie stanowiły wyjątku. Stadion Dziesięciolecia w Warszawie, starszy od Śląskiego o rok, też mieścił się w tej kategorii. Zresztą łączyło je nazwisko architekta Jerzego Hryniewieckiego. Podobne areny wzniesiono w Moskwie (Łużniki, im. Lenina) Budapeszcie (Nepstadion), Bukareszcie (23 Sierpnia), Lipsku (Zentralstadion) i Sofii (Lewski).

Ławki na wałach

Wszystkie należały do tzw. stadionów ziemnych: ławki umieszczano na wałach z piachu (w Warszawie także gruzu ze zniszczonego w czasie wojny miasta), więc nie można było wykorzystać miejsca pod trybunami, bo go nie było. Te areny miały też bieżnię, wykorzystywaną nie tylko przez lekkoatletów, ale w Polsce potrzebną na pierwszomajowe i lipcowe święta oraz partyjne masówki, w Chorzowie organizowane zwłaszcza z okazji święta partyjnej „Trybuny Robotniczej". Po bieżni Stadionu Śląskiego przez lata defilowali hutnicy i górnicy w galowych mundurach, z biało-czerwonymi oraz czerwonymi sztandarami.

A przecież w odczuciu kibiców stadion nigdy nie miał politycznych konotacji. Manifestacje, charakterystyczne dla tamtych czasów, traktowane przez większość jako zło konieczne, stanowiły tylko dodatek do tego, co najważniejsze: meczów. Kiedy w roku 1950 powszechnie szanowany i lubiany wojewoda śląski generał Jerzy Ziętek przedstawił projekt budowy Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku na granicy Katowic i Chorzowa, widział tam też wielki stadion.

Otwarto go z pompą 22 lipca 1956 roku, meczem z reprezentacją Niemieckiej Republiki Demokratycznej, rzekomo z nami zaprzyjaźnionej. Ponieważ rozpoczynał się nowy etap w historii polskiego sportu na Śląsku, postanowiono uhonorować zdobywcę pierwszej bramki kryształowym pucharem. NRD była słaba, więc liczono, że strzelcem zostanie Polak. Tak też się stało, tyle że był to gol samobójczy, a wbił go pechowo do własnej bramki lewy obrońca Legii Jerzy Woźniak. W tej sytuacji pucharu nie wręczono. Historia stadionu, który miał się stać „szczęśliwym", rozpoczęła się od porażki 0:2.

Cieślik – pierwszy bohater

Minął rok, a Stadion Śląski stał się miejscem wydarzenia, które wciąż, nawet po blisko 60 latach, wspomina się jako wyjątkowe. W październiku 1957 roku, w eliminacjach do mistrzostw świata, Polska pokonała tam Związek Radziecki 2:1. Rosjanie byli wtedy aktualnymi mistrzami olimpijskimi. Polacy od roku żyli złudnymi nadziejami, że Październik '56 przyniesie więcej wolności i poprawę życia. Spotkania ze sportowcami ZSRR to była zawsze dobra okazja do zademonstrowania patriotyzmu. Nic dziwnego, że na stadion przyszło 100 tysięcy ludzi, którzy odśpiewali Mazurka Dąbrowskiego.

Coś takiego po wojnie zdarzyło się tylko cztery lata wcześniej w warszawskiej Hali Gwardii, gdzie polscy pięściarze zdobyli pięć tytułów mistrza Europy, w kilku przypadkach pokonując Rosjan. Ale mała hala, w porównaniu ze śląskim stutysięcznikiem, to było nic. Po takim chórze polscy piłkarze grali jak z nut. Pokonali bardzo dobrych Rosjan 2:1, a obydwie bramki najlepszemu bramkarzowi świata Lwu Jaszynowi wbił Gerard Cieślik.

To on, rodowity chorzowianin, najlepszy polski piłkarz lat pięćdziesiątych, został pierwszym bohaterem stadionu, i to jego kibice zanieśli na ramionach do szatni. Kilka lat później podobną pozycję zdobył urodzony w Gliwicach Włodzimierz Lubański. Miał 16 lat i 188 dni, kiedy zadebiutował w reprezentacji Polski. Stał się „Złotym chłopcem", który przysporzył popularności Górnikowi Zabrze.

120 tysięcy na trybunach

W latach sześćdziesiątych Górnik seryjnie zdobywał tytuł mistrza lub Puchar Polski, więc co rok brał udział w rozgrywkach europejskich. Mecze cieszyły się taką popularnością, że organizowano je nie w Zabrzu, a na Stadionie Śląskim. Bardzo często na trybunach gromadziło się nawet po 100 tysięcy ludzi. Rekord frekwencji na polskim stadionie padł w roku 1963. Zwycięstwo Górnika Zabrze nad Austrią Wiedeń oglądało 120 tysięcy kibiców. Niewiele mniej przyszło na mecz z Manchesterem United (1968). Anglicy przegrali 0:1 (oczywiście bramkę strzelił Lubański) i była to ich jedyna porażka w drodze po Puchar Mistrzów. A mistrzów mieli też w swoich szeregach: Bobby Charlton i Nobby Stiles byli mistrzami świata, a George Best – wiadomo.

Do legendy przeszły pojedynki Górnika z Dynamem Kijów (dwukrotnie) i, przede wszystkim, z AS Roma, w półfinale rozgrywek o Puchar Zdobywców Pucharów. W Rzymie zabrzanie zremisowali 1:1, w Chorzowie musieli wygrać. Ale pierwsi bramkę strzelili Włosi - Fabio Capello z rzutu karnego, już w 9. minucie (w Romie grali wtedy obok siebie: Fabio Capello, Francesco Cappelli i Renato Cappellini). Włosi trenowani przez Helenio Herrerę mogli od tej pory robić to, co lubią najbardziej: bronić bramki. Udawało im się do 90. minuty.

Kiedy już wszystkie próby sforsowania włoskiej obrony spełzły na niczym, do ataku ruszył środkowy obrońca, potężny Jerzy Gorgoń. Biegł z piłką, nie dając sobie jej odebrać, w końcu jednak przewrócono go w rejonie linii pola karnego. Włosi uważali, że przed linią, Polacy - że za nią. Sędziował znany hiszpański arbiter Ortiz de Mendebil. Chyba też miał wątpliwości, ale pomógł mu je rozwiać pomocnik Erwin Wilczek. Wziął sędziego niemal za rękę, prowadząc do punktu karnego. I Hiszpan uwierzył, że to gospodarze mają rację. Do piłki podszedł Włodzimierz Lubański. Patrzyło na niego sto tysięcy ludzi na stadionie i parę milionów przed telewizorami. Trafi - będzie dogrywka, nie trafi - Górnik odpadnie.

Lubański wytrzymał ten ciężar. Nie tylko wykorzystał jedenastkę, ale w 3. minucie dogrywki zdobył drugiego gola, niemal z linii końcowej. Teraz zaczęło się śpieszyć Włochom. Kiedy zegar pokazywał 120., ostatnią minutę gry, na „strzał rozpaczy" zdecydował się obrońca Francesco Scaratti. Piłka minęła las nóg piłkarzy obydwu drużyn i wpadła do siatki.

Mecz zakończył się wynikiem 2:2 i większość kibiców była przekonana, że Górnik odpadł z rozgrywek. Powiedział o tym nawet stadionowy spiker, dziękując piłkarzom za walkę, a widzom za przybycie.

Ale to nie była prawda. O awansie nie decydowały jeszcze gole strzelone na wyjeździe. W takiej sytuacji należało rozegrać trzeci mecz, na neutralnym stadionie. Górnik zremisował, ale wygrał losowanie. To jednak już inna historia.

Takie mecze popularyzowały nowe zjawisko, nazywane „pucharowymi środami". W ich rytmie przed telewizorami siadały miliony ludzi, rodziła się legenda komentatora Jana Ciszewskiego i spikerki Krystyny Loski. Mówiło się, kiedy ona zapowiada mecze, Górnik lub Polska zawsze zwyciężają. Żartowano, że słynny trener Romy Helenio Herrera chciał ją zabrać do Rzymu, aby zapowiadała mecze jego drużyny.

Kocioł czarownic

To wszystko miało też związek z reprezentacją. To na Stadionie Śląskim Polska jedyny raz pokonała Anglię. Atmosfera wywarła na gościach takie wrażenie, że nazwali chorzowską arenę „Kotłem czarownic". Nic dziwnego. Piłkarze angielscy byli pewni swego jeszcze w wąskim tunelu, gdzie zawodnicy prężą muskuły. Kiedy już wyszli na boisko, zobaczyli unoszące się w światłach reflektorów mgły i hutnicze dymy, usłyszeli Mazurka Dąbrowskiego, wykonywanego na sto tysięcy gardeł, mieli prawo zwątpić. Jak wszyscy przeciwnicy Polski i Górnika na tym stadionie.

Tutaj awans do mundiali zapewniły sobie drużyny Jacka Gmocha, Antoniego Piechniczka i Jerzego Engela. Tu, w roku 1977 doszło do haniebnego wydarzenia. Kazimierz Deyna, po strzeleniu Portugalii bramki bezpośrednio z rzutu rożnego, został wygwizdany przez kibiców, tylko dlatego, że był zawodnikiem nielubianej poza Warszawą Legii.

Stadion Śląski przegrał z wymogami nowych czasów i rachunkiem ekonomicznym. Monument z trybunami daleko od boiska i z blokującymi się drogami przed oraz po meczu (bo przez Park Kultury wyjechać nie było można) stawał się skansenem budownictwa sportowego. Miliony wydane na jego modernizację niewiele poprawiły sytuację. Nadanie mu dumnej nazwy Stadion Narodowy było ostatnią próbą ratowania obiektu przez prezesa PZPN, mieszkającego w Katowicach Mariana Dziurowicza.

Nic to nie dało. Stadion nie gościł piłkarzy podczas Euro 2012, bo już na to nie zasługiwał.

Teraz się odradza, choć w bólach. Oby jak najszybciej. W mało którym miejscu w Polsce tak czuć historię futbolu jak tutaj.

20 października 1957 roku w rozegranym na Stadionie Śląskim w Chorzowie meczu eliminacyjnym do Mistrzostw Świata Polska, po dwóch golach Gerarda Cieślika, pokonała ZSRR 2:1. W rocznicę tego wydarzenia przypominamy tekst Stefana Szczepłka.

Zbudowano go na wzór stadionu imienia Siergieja Kirowa w Leningradzie. W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku w krajach Europy Wschodniej wszystko powstawało na sowiecki wzór i stadiony nie stanowiły wyjątku. Stadion Dziesięciolecia w Warszawie, starszy od Śląskiego o rok, też mieścił się w tej kategorii. Zresztą łączyło je nazwisko architekta Jerzego Hryniewieckiego. Podobne areny wzniesiono w Moskwie (Łużniki, im. Lenina) Budapeszcie (Nepstadion), Bukareszcie (23 Sierpnia), Lipsku (Zentralstadion) i Sofii (Lewski).

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową
Sport
Paryż 2024. Kim jest Katarzyna Niewiadoma, polska nadzieja na medal igrzysk olimpijskich
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sport
Igrzyska w Paryżu w mętnej wodzie. Sekwana wciąż jest brudna