Peter Burling, mistrz olimpijski w klasie 49er, stał za sterem, Glenn Ashby był skiperem i trymerem żagloskrzydła, Blair Tuke też trymował, Andy Maloney, Josh Junior i Simon van Velthooven to po prostu kolarze – kręcili co sił nogami (rywale mieli klasycznych młynkowych – grinderów), by katamaran sprawnie wykonywał manewry.
To nowi bohaterowie Nowej Zelandii, która po kilkunastu latach odzyskała „Auld Mug", stworzony w 1848 roku w londyńskiej manufakturze Roberta Garrarda srebrny dzbanek, najsławniejszą i najstarszą nagrodę żeglarstwa – dziś 1,1 m wysokości i 14 kg wagi licząc z karbonową podstawą, jaką w ostatnich latach dołączyli doń Amerykanie.
Decydujący wyścig nie różnił się wiele od poprzednich. Oba katamarany wystartowały niemal bezbłędnie. Do pierwszego znaku trwała zacięta walka, którą nieznacznie wygrali Amerykanie, ale stracili przewagę na trasie do drugiego znaku.
Peter Burling z olimpijskim spokojem prowadził jacht z gałązką srebrnej paproci na burcie, bez trudu odpierał atak za atakiem, wykorzystywał też każdą okazję, by oddalić się od ORACLE Team USA. Stopery nie kłamały: przy trzecim znaku Emirates TNZ był o 26 sekund szybszy, przy czwartym – 34 sekundy i w zasadzie już wtedy było wiadomo, że 35. Puchar Ameryki ma zwycięzcę. Reszta wyścigu była już tylko paradą liderów i początkiem radości zwycięskiego syndykatu na nabrzeżu zatoki Great Sound na Bermudach.
Demony przeszlłości zostały odegnane, nie powórzył się cud sprzed czterech lat, kiedy na wodach Zatoki San Francisco ekipa ORACLE odrobiła stratę do ETNZ od stanu 1-8. W tym roku Amerykanie zaczynali finał z punktem przewagi – nagrodą po wygraniu grupowych eliminacji, ale Nowozelandczycy zwyciężyli w ośmiu z dziewięciu wyścigów, pewnie pokonali obrońców tytułu 7-1 i sami zostali tytularnymi obrońcami Pucharu Ameryki.