Pięciu Polaków wykonało je perfekcyjnie, Szwajcar spudłował, dając nam awans.
Skala trudności z każdym meczem rośnie, więc tym razem na zwycięstwo trzeba było zapracować szczególnie. Zmieniły się też zasady. Już nie wystarczy się bronić, żeby zdobywać punkty. Trzeba strzelać bramki, by wygrać, bo remis awansu nie daje.
Polacy wywiązali się z tego zadania przyzwoicie. Wiadomo, że awans zmusza do łagodnych recenzji, bo cel został osiągnięty. Ale wszyscy widzieliśmy, że trochę szczęśliwie.
Nadal gramy niemal perfekcyjnie w obronie, dając sobie w kolejnych meczach radę z przeciwnikami, prezentującymi zróżnicowane umiejętności i style. Gdyby nie fenomenalny strzał Xherdana Shaqiriego, którego nie obroniłby żaden bramkarz świata, nadal mielibyśmy czyste konto.
Łukasz Fabiański kolejny raz udowodnił, że należy do czołówki światowej. Co najmniej w trzech sytuacjach to on ratował nam skórę. Cieszy mnie to osobiście, ponieważ Fabiański jest normalnym młodym człowiekiem, nieszukającym rozgłosu, nieszpanującym tatuażami, samochodami czy dziewczyną lub żoną celebrytką. Jest bohaterem boiska, a nie tabloidów. Broni w rękawicach, na których obok polskiej flagi nosi napis „Jasiu". To imię jego syna, który urodził się tuż przed Bożym Narodzeniem.