Co z tego, że piłkarze wypruwają sobie żyły, strzelają decydujące bramki w doliczonym czasie, skoro po 30 kolejkach każdemu klubowi Ekstraklasa SA odbierze połowę zdobytych punktów i prawdziwa walka toczyć się będzie w siedmiu doliczonych kolejkach.
Regulamin jest zaprzeczeniem rywalizacji. Powstał w głowach ludzi nieczujących ducha sportu. Spotkał się z krytyką wielu trenerów i dziennikarzy już w chwili ogłoszenia. Wtedy PZPN zaakceptował plan Ekstraklasy. W czwartek podczas spotkania działaczy PZPN, szefów klubów, trenerów i dziennikarzy na Stadionie Narodowym Zbigniew Boniek, dyplomatycznie dobierając słowa, wypunktował wady systemu. Zaproponował rozważenie zmiany zasad rozgrywek, odejście w pierwszym etapie od dzielenia punktów, a w końcowym – poszerzenie ekstraklasy do 18 drużyn.
Plan jest sensowny, argumenty za jego wprowadzeniem oczywiste.
Ku mojemu zdziwieniu Ekstraklasa SA nie przyznała się do błędów, a jako organ samodzielny będzie mogła zrobić, co zechce. Konkluzja tego spotkania, ale wyrażona przez wiele osób już w kuluarach, była taka, że wprawdzie Ekstraklasa dba o pieniądze dla klubów, jednak jeszcze bardziej liczy swoje. Bo płace w ESA są wyższe niż w PZPN.
Nie wiem, czy ma to jakiś związek z liczbą zespołów i systemem rozgrywek. Wiem natomiast, że emocje, jakich teraz doświadczają kibice, łączą się w takim samym stopniu z wydarzeniami na boisku, jak i regułami rozgrywek. Podbeskidzie, które w ubiegłym roku pechowo zakończyło rozgrywki regularne na dziewiątym miejscu, po siedmiu kolejnych meczach spadło z ekstraklasy.