Jerzy Kukuczka. Był wzorem dla pokolenia

18 września 1987 Jerzy Kukuczka jako drugi w historii (po Reinholdzie Messnerze) zdobył Koronę Himalajów. Przypominamy tekst z marca 2013.

Aktualizacja: 18.09.2017 16:02 Publikacja: 18.09.2017 00:01

Jerzy Kukuczka przed południową ścianą Lhotse (8516 m n.p.m.) podczas swojej ostatniej wyprawy w paź

Jerzy Kukuczka przed południową ścianą Lhotse (8516 m n.p.m.) podczas swojej ostatniej wyprawy w październiku 1989 r.

Foto: Forum

Rozmowa z Cecylią Kukuczką, wdową po wybitnym himalaiście, który zginął 24 października 1989 r. Wywiad został opublikowany 1 listopada 2009 roku

Spełniło się pani marzenie: być w 20. rocznicę śmierci męża pod Lhotse, jego pierwszym i ostatnim ośmiotysięcznikiem. Tam, gdzie zginął.

Cecylia Kukuczka: To była moja wymarzona wyprawa, bardzo osobista, sentymentalna. Nie mamy grobu Jerzego, są pamiątkowe tablice, jedna w rodzinnej Istebnej, to dla nas taki symboliczny grób. A on został tam, pod Lhotse. Zginął 24 października 1989 r. Raz na dziesięć lat staramy się tam być. Teraz udało mi się tam wyjechać z młodszym synem Wojtkiem.

To pani trzecia wyprawa do męża. Dlaczego szczególna?

Bo najprawdopodobniej ostatnia. W pierwszą rocznicę śmierci Jerzego, 19 lat temu, byłam tam z Maćkiem, starszym synem. Miał wtedy dziesięć lat. Zawieźliśmy tablicę, która stoi do dziś.

W dziesiątą rocznicę wzięłam drugiego syna Wojtka, by mu pokazać, gdzie zginął ojciec, miał 15 lat. Teraz miał pojechać Maciek, ale ze względów zdrowotnych musiał zrezygnować. Pojechał Wojtek.

Jak wysoko udało się pani dojść?

Bardzo wysoko, bo aż pod samą południową ścianę Lhotse. Nigdy wcześniej mi się to nie udało. To było również moim marzeniem. Stałam naprzeciw niej. Widziałam ją bardzo wyraźnie, widziałam drogę, którą Jerzy szedł po raz ostatni.

To kawał drogi, przez góry.

Do tego miejsca szliśmy w dwie strony w sumie 17 dni, cała wyprawa, z dojazdem, trwała miesiąc. Wyruszyliśmy 1 października, wróciłam w piątek w nocy, 30 października.

Kiedy przylecieliśmy z Katmandu, w Himalajach przez pierwsze dwa dni padał deszcz, ale potem zrobiła się piękna słoneczna pogoda. Chyba ci z góry pomogli. Szłam i prosiłam o to Jerzego, żeby nad nami czuwał.

Obawiałam się, czy dam radę, mam już przecież 58 lat, nigdy się nie wspinałam. Ale wie pani, to przedziwne – nigdy mi się tak dobrze nie szło jak w tym roku. Leciałam jak na skrzydłach. Pomyślałam sobie, że człowiek jest jak czerwone wino, im starszy, tym lepszy. Nie wiem, ile przeszłam kilometrów, ale warunki są bardzo ciężkie, tlen jest rzadszy, syn zapadł na chorobę wysokościową.

Jak było blisko z tego miejsca do szczeliny lodowej, gdzie leży ciało pani męża?

Trudno to miejsce zlokalizować. Jedyną osobą mogącą to miejsce wskazać jest Ryszard Pawłowski, który z nim wtedy tam był. Ale teraz nie było go z nami.

Widziałam tę ścianę jak na dłoni, na wyciągnięcie ręki. Dalej nie mogłam przejść.

Czuje się pani spełniona?

Do dziś ludzie mówią: „To był mój idol, dał mi siłę. Ja go pamiętam, mam pamiątki po nim”

Czuję, jakbym wypełniła swój obowiązek, ja tam musiałam być. Było to dla mnie coś szczególnego, że byłam tak blisko niego.

Co tym razem pani zawiozła mężowi?

Od siebie jarzębinę czerwoną z Istebnej, po drodze zbierałam w Himalajach świeże kwiatki, kamyki. Dla siebie przywiozłam kamyk i piasek spod Lhotse.

Pod Lhotse jest tablica z nazwiskami trzech polskich himalaistów, którzy zginęli na południowej ścianie ośmiotysięcznika, w tym Jerzego Kukuczki, taki symboliczny grób. Była tam pani?

To my ją 20 lat temu tam z synem zawieźliśmy. Tablica jeszcze dwa lata temu znajdowała się w rejonie wioski Chuckung w Nepalu. Nasi alpiniści, m.in. Artur Hajzer, kolega Jerzego, przenieśli ją w inne, piękne miejsce, gdzie wybudowano czorten z kamienia (rodzaj buddyjskiej kapliczki – red.). To piękne miejsce. Z tyłu za nim wyłania się cała południowa ściana Lhotse.

To właśnie pod tą tablicą odbyła się w tym roku uroczystość 20. rocznicy śmierci Jerzego. Wystroiliśmy ją w kwiaty z Polski, wieńce, znicze. Przywieźliśmy też dodatkową tablicę z brązu, którą zasponsorował kolega Jurka Ryszard Warecki – tablicę wykonaną w Istebnej z napisem „Tutaj zginęli bohaterowie Lhotse”. Syn zrobił księgę o historii południowej ściany Lhotse. Koledzy Jerzego zbili specjalną skrzynkę odporną na wiatr i śnieg, do środka wsadzili też pamiątkowy zeszyt, taki do wpisu. Po kilku dniach był cały zapisany. Ludzie z całego świata byli zaskoczeni, że Polacy tak dbają o swoich zmarłych, mówili że to ewenement.

Kto pani towarzyszył poza synem?

W jeden dzień spotkaliśmy się tam wszyscy, była ekipa z AWF, która się do nas przyłączyła (od ubiegłego roku katowicka Akademia Wychowania Fizycznego nosi imię Jerzego Kukuczki – red.), starzy przyjaciele, koledzy Jurka z Klubu Wysokogórskiego z Katowic. Zrobiła się z tego wspaniała uroczystość. Rozmawialiśmy o nim, wspominaliśmy go. Odmówiliśmy modlitwę, na koniec zaśpiewaliśmy mu „Góralu, czy ci nie żal”. Było tak bardzo rodzinnie, radośnie wręcz.

Ponoć niezwykle ciepło przyjęli was Koreańczycy, którzy niedaleko rozbili tam bazę. Nie mogli uwierzyć, że widzą syna Kukuczki.

Tak, baza Koreańczyków była 15 minut od tego miejsca. Ja już tam nie doszłam, ale zrobił to mój syn. Jak się dowiedzieli, kim on jest, oszaleli z radości. Opowiadali, że Jerzy był dla nich symbolem alpinizmu, brali z niego przykład, to był ich idol. Doskonale znali jego historię. Zaprosili Wojtka do bazy. Został z nimi wiele dni. Syn wróci do Katowic za dwa tygodnie. Jest fotografikiem.

Zaskakuje panią, że ludzie wciąż pamiętają pani męża?

Czasami mnie to uderza, kiedy uzmysławiam sobie, jak wielkim był wzorcem dla pokolenia i że to się nie zmienia, że człowiek umiera, a pamięć o nim jest cały czas taka sama. Mąż zginął 20 lat temu, a do izby pamięci w Istebnej przychodzą do dziś ludzie i mówią: to był mój idol, dał mi siłę. Ja go pamiętam, mam pamiątki po nim.

Pamiętają też koledzy z dawnej pracy, którzy pomogli w sfinansowaniu wyprawy.

Mnie nie byłoby na taki wyjazd stać. Pomógł dawny zakład pracy Jerzego, kiedyś ZWUS, dziś Bombardier Transportation z Katowic. Zwrócili się do niego koledzy z klubu wysokogórskiego. Bardzo im za to dziękuję.

Synowie poszli w ślady ojca?

Wojtek ma dużo cech Jurka, jest spokojny, zrównoważony, wytrzymały, lubi przyrodę i góry, wspina się po skałkach i oby na tym poprzestał.

Jak pani znosiła pasję męża? Wielomiesięczne rozstania, dwójka małych dzieci, kryzysowe lata 80.

Ze zrozumieniem, choć było to trudne. Byliśmy małżeństwem 14 lat. Dla Jerzego góry znaczyły dużo, najwięcej, nie chciałam mu tego odbierać.

Było ciężko?

Było. To były inne czasy, bez łączności, telefonów. Listy od Jerzego dochodziły dopiero po jego powrocie. Oparciem były dzieci.

Nie ciągnęło pani w góry?

Nigdy nie spróbowałam wspinaczki, a Jerzy mnie nie zachęcał. Twierdził, że alpinizm nie jest dla kobiety, bo to trudny wysiłkowy sport.

Teraz, po powrocie z Lhotse, mógłby zmienić zdanie?

Myślę, że tak. Byłby ze mnie dumny.

Jerzy Kukuczka (1948 – 1989) jako drugi człowiek na świecie zdobył Koronę Himalajów (po Austriaku Reinholdzie Messnerze). Wspinał się najczęściej bez tlenu, w trudnych warunkach. Na dziesięć spośród 14 ośmiotysięczników, które zdobył w ciągu ośmiu lat, wszedł nowymi drogami. Słynął z niezwykłej wytrzymałości – psychicznej i fizycznej. W technikum elektrycznym trenował podnoszenie ciężarów. W 1988 r. na igrzyskach olimpijskich w Calgary otrzymał srebrny medal za osiągnięcia w alpinizmie. Kukuczka jest patronem Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach. Jego imię nosi też osiedle w Katowicach-Bogucicach, gdzie się urodził. W Istebnej, skąd pochodzi jego rodzina, jest Izba Pamięci Kukuczki.

Korona Himalajów i Karakorum Jerzego Kukuczki:

4 października 1979 - Lhotse (8516 m)

19 maja 1980 - Mount Everest (8850 m)

15 października 1981 - Makalu (8463 m)

30 lipca 1982 - Broad Peak (8047 m)

1 lipca 1983 - Gaszerbrum II (8035 m)

23 lipca 1983 - Gaszerbrum I (8068 m)

21 stycznia 1985 - Dhaulagiri (8167 m)

13 lutego 1985 - Czo Oju (8201 m)

13 lipca 1985 - Nanga Parbat (8126 m)

11 stycznia 1986 - Kanczendzonga (8586 m)

8 lipca 1986 - K2 (8611 m)

10 listopada 1986 - Manaslu (8156 m)

3 lutego 1987 - Annapurna (8091 m)

18 września 1987 - Sziszapangma (8013 m)

Rozmowa z Cecylią Kukuczką, wdową po wybitnym himalaiście, który zginął 24 października 1989 r. Wywiad został opublikowany 1 listopada 2009 roku

Spełniło się pani marzenie: być w 20. rocznicę śmierci męża pod Lhotse, jego pierwszym i ostatnim ośmiotysięcznikiem. Tam, gdzie zginął.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
NOWE TECHNOLOGIE
Pranksterzy z Rosji coraz groźniejsi. Mogą używać sztucznej inteligencji
Sport
Nie żyje Julia Wójcik. Reprezentantka Polski miała 17 lat
Olimpizm
MKOl wydał oświadczenie. Rosyjskie igrzyska przyjaźni są "wrogie i cyniczne"
Sport
Ruszyła kolejna edycja lekcji WF przygotowanych przez Monikę Pyrek
Sport
Witold Bańka: Igrzyska olimpijskie? W Paryżu nie będzie zbyt wielu Rosjan