W tym sezonie poziom drużyn jest dość wyrównany, różnice punktowe nieduże i jeszcze nieraz faworyt spuści głowę, a skazany na porażkę ją podniesie. To powinno wpłynąć na atrakcyjność rozgrywek i oby tylko szło w parze z poziomem gry.
Nie ma się co podniecać liczbą zdobytych goli. Straciły je akurat te drużyny, które zajmują dwa końcowe miejsca w tabeli. Podbeskidzie – pięć w Gdańsku, a Górnik – trzy w Krakowie. Trener Cracovii Jacek Zieliński narzekał żartobliwie (a może i nie) na skuteczność swoich zawodników. Wbili Górnikowi trzy gole, mimo że mieli znacznie więcej okazji.
Piotr Nowak zaczął pracę w Gdańsku imponująco i już widzę euforię, jaka ogarnie kibiców Lechii. To naturalny stan: nowy trener, nowy sezon, brakuje bodaj dziesięciu zawodników oglądanych jesienią, a drużyna odnosi efektowne zwycięstwo. No ale jak nie wygrać, skoro przeciwnik gra w dziewiątkę. Dopóki siły były wyrównane to Podbeskidzie przy stanie 0:0 było bliskie zdobycia gola. Potem w Podbeskidziu wszystko się posypało i Lechia musiała to wykorzystać.
W Cracovii nie odczuwano braku podstawowego piłkarza Denissa Rakelsa. Pasy nie miały problemów z pokonaniem Górnika.
Dla drużyn zajmujących dwa ostatnie miejsca w tabeli taki start do sezonu jest podcięciem skrzydeł. Jak tu wierzyć w utrzymanie, skoro wszelkie nadzieje związane z zimowymi przygotowaniami od razu zostały mocno osłabione.