Trochę to nielogiczne: Niemcy gwizdali na polską premier, gdy dekorowała ich rodaków? Ale niepokorni ustalili, a oni wiedzą lepiej, bo nie chodzą na mecze. Jeśli nawet gwizdali jacyś Polacy, co wydaje się niemożliwe, to na pewno nieuświadomieni politycznie i za niemieckie pieniądze.
Pani premier sama sobie winna. Przede wszystkim naruszyła zwyczajowe prawo, zgodnie z którym szefowie rządów na poważnych międzynarodowych imprezach nie biorą udziału w tego rodzaju ceremoniach.
To jest przywilej zarezerwowany dla głów państw, wręczających nagrody wspólnie z szefami międzynarodowych związków sportowych lub z byłymi wielkimi sportowcami.
Politykom się wydaje, że swoją obecnością na stadionie podniosą rangę imprezy i staną się bliżsi kibicom, którzy na nich głosują. To nic, że wielu polityków sport nie interesuje, nie wiedzą, kiedy wstawać z krzesełka, a kiedy siedzieć i co robić z biało-czerwonym szalikiem. Jeśli mecz jest ważny i transmituje go telewizja, to iść trzeba jak na wiec wyborczy.
Podczas meczów sportowcy grają o punkty i politycy też. Ale oni mogą więcej stracić, niż zyskać, jeśli ludzie potraktują ich jak obce ciało. Dostało się nawet Donaldowi Tuskowi, który był kibicem jako mało który polityk, grał w piłkę i jeździł na nartach.