Podobno już jest wart co najmniej 50 milionów funtów (za rok będzie to dwa razy więcej), podobno interesuje się nim już Real Madryt.
Gdyby Chelsea wygrała w środę z Tottenhamem (co w ostatnim ćwierćwieczu robiła raczej rutynowo), byłoby to jej 14. ligowe zwycięstwo z rzędu – podobną serię miał tylko Arsenal w 2002 roku. Nie wygrała, bo dwa gole dla Tottenhamu strzelił Dele Alli. Jeśli dotąd o nim nie słyszeliście, powinniście szybko nadrobić zaległości.
Jeszcze półtora roku temu Alli był piłkarzem trzecioligowego MK Dons, a kiedy latem 2015 r. przechodził do Tottenhamu (za marne z dzisiejszej perspektywy 5 milionów funtów), nawet nowi koledzy z drużyny mówili, że do chwili ogłoszenia transferu nie zdawali sobie sprawy z jego istnienia, a potem przecierali oczy z niedowierzaniem, patrząc, jak gra.
Miał zaledwie 17 lat, ale pewnością siebie im nie ustępował. Gdy pierwszy raz pojawił się na boisku w przedsezonowym sparingu z Realem Madryt, założył siatkę samemu Luce Modriciowi, a potem tę ośmieszającą przeciwnika sztuczkę powtarzał tak często, że stała się jednym z jego znaków firmowych – podobnie jak łobuzerski uśmiech i łatwość, z jaką wchodził w zwarcia z rywalami.
Cudowny gol
Sam mówił, że w pierwszym roku spodziewał się co najwyżej dziesięciu występów w pierwszym składzie, ale kontuzje kolegów i forma, jaką prezentował podczas treningów, skłoniły trenera Mauricio Pochettino do dania mu szansy, którą potrafił wykorzystać.