Dele Alli. Dziki koń

Nie miał łatwego życia, ale dziś gra w Tottenhamie i jest największym piłkarskim talentem w Anglii. Alex Ferguson porównuje go do Paula Gascoigne'a.

Aktualizacja: 08.01.2017 21:40 Publikacja: 08.01.2017 19:29

Dele Alli w kwietniu skończy 21 lat. Ma 188 cm, waży 80 kg. W reprezentacji Anglii rozegrał 15 meczó

Dele Alli w kwietniu skończy 21 lat. Ma 188 cm, waży 80 kg. W reprezentacji Anglii rozegrał 15 meczów, zdobył dwa gole.

Foto: AFP, Adrian Dennis

Podobno już jest wart co najmniej 50 milionów funtów (za rok będzie to dwa razy więcej), podobno interesuje się nim już Real Madryt.

Gdyby Chelsea wygrała w środę z Tottenhamem (co w ostatnim ćwierćwieczu robiła raczej rutynowo), byłoby to jej 14. ligowe zwycięstwo z rzędu – podobną serię miał tylko Arsenal w 2002 roku. Nie wygrała, bo dwa gole dla Tottenhamu strzelił Dele Alli. Jeśli dotąd o nim nie słyszeliście, powinniście szybko nadrobić zaległości.

Jeszcze półtora roku temu Alli był piłkarzem trzecioligowego MK Dons, a kiedy latem 2015 r. przechodził do Tottenhamu (za marne z dzisiejszej perspektywy 5 milionów funtów), nawet nowi koledzy z drużyny mówili, że do chwili ogłoszenia transferu nie zdawali sobie sprawy z jego istnienia, a potem przecierali oczy z niedowierzaniem, patrząc, jak gra.

Miał zaledwie 17 lat, ale pewnością siebie im nie ustępował. Gdy pierwszy raz pojawił się na boisku w przedsezonowym sparingu z Realem Madryt, założył siatkę samemu Luce Modriciowi, a potem tę ośmieszającą przeciwnika sztuczkę powtarzał tak często, że stała się jednym z jego znaków firmowych – podobnie jak łobuzerski uśmiech i łatwość, z jaką wchodził w zwarcia z rywalami.

Cudowny gol

Sam mówił, że w pierwszym roku spodziewał się co najwyżej dziesięciu występów w pierwszym składzie, ale kontuzje kolegów i forma, jaką prezentował podczas treningów, skłoniły trenera Mauricio Pochettino do dania mu szansy, którą potrafił wykorzystać.

Kilka miesięcy po debiucie w Premier League grał już w reprezentacji Anglii, a na koniec sezonu 2015/2016 wybrano go młodym piłkarzem roku. „To największy talent od czasu Paula Gascoigne'a", orzekał sir Alex Ferguson, jak wielu zachwycony choćby cudowną bramką strzeloną przez młodzieńca w meczu z Crystal Palace (otrzymał piłkę przed polem karnym, będąc plecami do bramki, przerzucił ją nad próbującym go powstrzymać rywalem i uderzył z woleja).

Podczas mistrzostw Europy rozczarował – jak niemal cała angielska drużyna – a w pierwszych miesiącach nowego sezonu widać było, że jego młody organizm dopiero przyzwyczaja się do tak częstej gry.

W ostatnich tygodniach Alli jednak prezentuje się jeszcze lepiej niż przed rokiem. Gole, które strzelił Chelsea, były szóstym i siódmym trafieniem w ostatnich czterech spotkaniach. Od początku sezonu ma ich dziesięć, a od ubiegłorocznego debiutu w Premier League – 20, do których wypada doliczyć 10 asyst; wszystko to w zaledwie 52 meczach.

Nawet David Beckham, Frank Lampard, Steven Gerrard czy Paul Scholes, z którymi często bywa porównywany, na tym etapie kariery nie mieli tak świetnych statystyk.

Jego klubowy trener nazywa go „dzikim koniem" – i w określeniu tym mieści się w zasadzie wszystko. W trakcie meczu z Chelsea miał 93 sprinty i przebiegł aż 11,9 kilometra – nie tylko szukając sobie miejsca w polu karnym rywala, ale także biorąc udział w pressingu własnej drużyny.

Jest mistrzem znajdowania sobie wolnego miejsca na boisku (ktoś przypomniał w tym kontekście autodefinicję Thomasa Muellera, pozwalającą skądinąd zrozumieć, dlaczego niemiecki stał się językiem filozofów: „Ich bin ein Raumdeuter", jestem interpretatorem przestrzeni...), imponującym nie tylko szybkością, dryblingiem czy strzałem z dystansu, ale również przechwytem i wślizgiem.

Piłką w twarz

Jest jednak Dele Alli „dzikim koniem" także z innego powodu: często słyszymy o boiskowych incydentach z jego udziałem. Był już zdyskwalifikowany za uderzenie pięścią w brzuch jednego z piłkarzy West Bromwich Albion, zdarzało mu się, niby to przypadkowo, rzucać piłką w twarz przeciwnika, czy też nadepnąć na kogoś w boiskowym zamieszaniu.

Sędziowie pokazują mu mnóstwo żółtych kartek – choć dziwnym trafem potrafi ustrzec się przed czerwonymi. I, co najlepsze, jego trener wcale nie próbuje go temperować. Słuchając Pochettino rozmawiającego z dziennikarzami o swoim kluczowym graczu, przypomina się Kmicic zachwalający rumaka księciu Bogusławowi: „Mało 100 razy mnie ten koń z największego ukropu wyniósł, gdyż i tę ma cnotę, że w bitwie kąsa nieprzyjaciół okrutnie".

Prowadzenie takiego konia jest nie lada wyzwaniem, ale Argentyńczykowi – jak najlepszemu gaucho – się udaje. Wie, że Alli – chłopak o wyjątkowo ciężkim dzieciństwie, wychowywany bez ojca, z uzależnioną od narkotyków i alkoholu matką, która postanowiła go oddać do adopcji, gdy miał 13 lat – bez sporej dawki cwaniactwa i bezczelności nie stałby się tym, kim jest dzisiaj.

Anglia, która nie bez melancholii świętuje w tych dniach fakt, że Wayne Rooney wyrównał klubowy rekord 249 goli strzelonych dla Manchesteru United przez Bobby'ego Charltona, ma nadzieję, że pomocnik Tottenhamu nie dołączy – jak Rooney właśnie – do wielkich niespełnionych.

Michał Okoński jest dziennikarzem „Tygodnika Powszechnego"

Podobno już jest wart co najmniej 50 milionów funtów (za rok będzie to dwa razy więcej), podobno interesuje się nim już Real Madryt.

Gdyby Chelsea wygrała w środę z Tottenhamem (co w ostatnim ćwierćwieczu robiła raczej rutynowo), byłoby to jej 14. ligowe zwycięstwo z rzędu – podobną serię miał tylko Arsenal w 2002 roku. Nie wygrała, bo dwa gole dla Tottenhamu strzelił Dele Alli. Jeśli dotąd o nim nie słyszeliście, powinniście szybko nadrobić zaległości.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową