We wtorek wieczorem premier Iraku Hajdar al-Abadi oskarżył peszmergów, kurdyjskich bojowników, o stosowanie metod obalonego przed kilkunastu laty dyktatora Saddama Husajna. Miał tego dowodzić atak na wojska rządowe w Machmur (na terenie kurdyjskiej autonomii), gdzie zdaniem premiera peszmergowie zabijali żołnierzy, dopuściwszy się wcześniej podstępu. Jeden z dowódców kurdyjskich tłumaczył, jak pisze „New York Times", że wojska rządowe bez ostrzeżenia ruszyły na pozycje peszmergów i doszło do walk.
Komentarz Al-Abadiego był najostrzejszą wypowiedzią pod adresem władz irackiego Kurdystanu, które 25 września przeprowadziły referendum niepodległościowe (ponad 92 proc. głosujących było za). Odbyło się ono nie tylko na terenie istniejącego od ćwierćwiecza autonomicznego regionu, ale i na sąsiednich terenach, które od 2014 roku kontrolowali Kurdowie po odbiciu ich tzw. Państwu Islamskiemu.
Już nie kontrolują, 16 października stracili Kirkuk, traktowane przez wielu jako przyszła stolica niepodległego Kurdystanu miasto o strategicznym znaczeniu dla przemysłu naftowego. Doszło do tego po zdradzie części Kurdów, którzy wbrew zapowiedziom nie bronili do ostatniej kropli krwi miasta, wpuścili do niego armię rządową i szyickie oddziały paramilitarne.
Potem władze kurdyjskie oskarżały Bagdad o mszczenie się na Kurdach, którzy opowiedzieli się za niepodległością, a oddziały szyickie Haszd asz-Szabi o mordowanie cywilów i peszmergów.
Po dziesięciu dniach narastającego konfliktu w środę Rząd Regionalny Kurdystanu zaproponował kompromis Bagdadowi, w tym zawieszenie broni. Jak podała kurdyjska agencja Rudaw, Kurdowie godzą się zamrozić konsekwencje referendum. To znaczy odkładają niepodległość na nieokreśloną przyszłość. W zamian oczekują rozpoczęcia dialogu z rządem federalnym „na podstawie konstytucji" (co sugeruje, że liczą na powrót do plebiscytu na temat przyszłości Kirkuku).