Po referendum w Katalonii: Hiszpanie znów są patriotami

Pierwszy raz od śmierci Franco naród jednoczy się pod hiszpańską flagą. W samej Barcelonie milion ludzi wyszło na ulice przeciw secesji Katalonii.

Aktualizacja: 09.10.2017 06:56 Publikacja: 08.10.2017 19:27

Tysiące hiszpańskich flag pojawiło się wczoraj na ulicach Barcelony

Tysiące hiszpańskich flag pojawiło się wczoraj na ulicach Barcelony

Foto: AFP, Pau Barrena

– Nie wywiesiłam flagi tylko dlatego, że okno mojego mieszkania nie wychodzi na ulicę. Ale takiego Madrytu jeszcze nie widziałam: wszędzie kolory naszego kraju – mówi „Rzeczpospolitej" Maria, 24-letnia studentka medycyny na Universidad Europea w hiszpańskiej stolicy.

Od śmierci Caudillo w 1975 r. flaga narodowa kojarzyła się Hiszpanom z jednym: faszystowską dyktaturą, brakiem wolności. Ale w sobotę w całym kraju, a w niedzielę w Barcelonie, nieprzebrane tłumy manifestowały pod kolorami królestwa, aby bronić jedności ojczyzny.

– Było nas 950 tys. – mówi o pochodzie w Barcelonie Alex Ramos z Sociedad Civil Catalana, która zorganizowała protest. Policja podaje liczbę „przynajmniej 400 tys. osób", ale to i tak tyle, co w ubiegły wtorek wzięło udział w manifestacji na rzecz secesji.

– Uczucia mogą być niebezpieczne, kiedy są dyktowane fanatyzmem i rasizmem. Najgorsze wywołuje nacjonalizm – powiedział peruwiański noblista Mario Vargas Llosa, który wraz z politykami partii wiernych Hiszpanii otwierał pochód, trzymając transparent „Catalanitat es hispanitat", katalońskość jest hiszpańskością.

– Emocje są porównywalne z tym, co mieliśmy w 1936 r., u progu wojny domowej. Ale patriotyzm, który dziś się odradza, nie jest ograniczony do prawicy, jak to było 80 lat temu. Tu chodzi o reakcję na to, co się dzieje w Katalonii. Ludzie rozumują tak: jeśli katalońscy nacjonaliści mogą być dumni ze swojej flagi, to my możemy być dumni z naszej, hiszpańskiej – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Juan Sisinio Perez Garzia, wykładowca historii współczesnej Hiszpanii na Universidad Castilla La Mancha.

Premier Mariano Rajoy w pierwszym od referendum w Katalonii wywiadzie dla „El País" podkreślił: „Ludzie mają prawo powiedzieć, że są Hiszpanami, że są z tego dumni i że są dumni ze swojej konstytucji".

Wszystko w rękach Puigdemonta

Przewodniczący rządu regionalnego (Generalitat) Carles Puigdemont miał 48 godzin po referendum ogłosić jednostronną niepodległość kraju. A więc w minioną środę. Ale zwleka: najbliższe posiedzenie katalońskiego parlamentu zostało wyznaczone na wtorek.

– Decyzja o ogłoszeniu niepodległości należy tylko do naszego prezydenta. Nie wiem, czy ją podejmie, czy odsunie to w czasie: bo z tego nie wycofamy się. Ja się jego wyborowi podporządkuję, bo on wie najlepiej. Widziałam go w sobotę, jest w znakomitej formie – mówi „Rzeczpospolitej" Núria de Gispert i Catala, przewodnicząca katalońskiego parlamentu do 2015 r.

Katalońscy nacjonaliści są podzieleni. Artur Mas, poprzednik Puigdemonta i inicjator „procesu", który miał doprowadzić do oderwania się od Hiszpanii, przyznał w sobotę w „Financial Times", że kraj „nie jest gotowy do niepodległości". Dodał także, że tylko „referendum uzgodnione przez wszystkie strony pozwoli na ustalenie realnego poparcia dla niepodległości".

Także w sobotę z Puigdemontem spotkał się Juan José Brugera, przewodniczącym wpływowego stowarzyszenia katalońskiego biznesu Cercle d'Economia, który go ostrzegł, że deklaracja niepodległości będzie jak „bomba" uderzająca w gospodarkę prowincji. Z listy 35 największych firm notowanych na madryckiej giełdzie już tylko cztery pozostały w Katalonii: Abertis, Colonial, Grifols i Cellnex. Reszta, w tym czołowe banki Caixa i Sabadell, gigant komunalny Agbar i energetyczny Gas Natural wyprowadziły w ostatnich dniach swoje siedziby z Katalonii. Zrobił to także dom wydawniczy Planeta: to może być początek załamania kolejnego strategicznego sektora, bo w Barcelonie ukazuje się 44 proc. wszystkich wydawnictw Hiszpanii po kastylijsku. Ale największa jest nerwowość z sektorze bankowym: mówi się nawet o „corralito", zamrożeniu wszystkich kont, jak to się stało w Argentynie w 2001 r.

Dla słynącej ze skąpstwa Katalonii, gdzie powszechne jest powiedzenie „la pela es la pela" („pieniądz to pieniądz"), ucieczka wielkiego biznesu nie może pozostać bez wpływu na deklarację niepodległości. Ale nie tylko ona.

Inna opcja

– Jesteśmy bardzo zawiedzeni reakcją Unii Europejska, która odwróciła się do nas plecami. Niech sobie to dobrze przemyśli, bo mamy inną opcję: możemy jak Norwegia czy wkrótce Wielka Brytania pozostać poza Wspólnotą. A tak bogatej prowincji będzie Brukseli brakować – mówi de Gispert i Catala. – Ale mamy pierwsze oferty mediacji, Belgia to zadeklarowała publicznie. Bo z Madrytem nie będzie rozmawiać bezpośrednio, za wiele razy nas oszukał – dodaje.

Sprawdziliśmy, czy rzeczywiście secesjonistom próba umiędzynarodowienia konfliktu może się udać. – Apelujemy o przestrzeganie hiszpańskiego porządku konstytucyjnego. To jest moment na dialog między Hiszpanami, ale także na proporcjonalność w reagowaniu przez Madryt na to, co się dzieje w Katalonii. Nie oferujemy jednak mediacji – mówią „Rzeczpospolitej" belgijskie źródła dyplomatyczne.

Rajoy wie, że czas gra na jego korzyść. I podbija maksymalnie stawkę, zapowiadając, że nie będzie z nikim w Barcelonie negocjował, dopóki zapowiedź ogłoszenia niepodległości, także etapami, nie zostanie cofnięta.

– Możecie być pewni, że rząd nie pozwoli, aby ta deklaracja przekształciła się w coś realnego. Hiszpania pozostanie jeszcze bardzo długo Hiszpanią. To jest zresztą bitwa nie tylko o Hiszpanię, ale także o UE, która po wojnie została powołana, aby utrzymać pokój i praworządność. Niech nikt nie ma złudzeń, że my tę batalię podejmiemy i ją wygramy, bo jest to batalia sprawiedliwa, której chce przytłaczająca większość Hiszpanów – oświadczył Rajoy.

Z sondażu dla dziennika „ABC" wynika, że 80 proc. Hiszpanów jest przeciwnych deklaracji niepodległości Katalonii, a 60 proc. uważa, że Madryt powinien przejąć bezpośrednią kontrolę nad zbuntowaną prowincją.

– Nie wywiesiłam flagi tylko dlatego, że okno mojego mieszkania nie wychodzi na ulicę. Ale takiego Madrytu jeszcze nie widziałam: wszędzie kolory naszego kraju – mówi „Rzeczpospolitej" Maria, 24-letnia studentka medycyny na Universidad Europea w hiszpańskiej stolicy.

Od śmierci Caudillo w 1975 r. flaga narodowa kojarzyła się Hiszpanom z jednym: faszystowską dyktaturą, brakiem wolności. Ale w sobotę w całym kraju, a w niedzielę w Barcelonie, nieprzebrane tłumy manifestowały pod kolorami królestwa, aby bronić jedności ojczyzny.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Społeczeństwo
Rekordowa sprzedaż leków w rosyjskich aptekach. Na co masowo leczą się Rosjanie?
Społeczeństwo
Szybko nasila się spór o aborcję w Niemczech
Społeczeństwo
Komisją Statusu Kobiet ONZ pokieruje państwo, gdzie żona ma być posłuszna mężowi
Społeczeństwo
Słowacja: Zabito niedźwiedzia. Zwierzę raniło wcześniej pięć osób
Społeczeństwo
Niemcy walczą z antysemityzmem. W teście naturalizacyjnym pytania o Izrael