Armenia: Uliczny konflikt o premiera

Po dwóch tygodniach masowych protestów przeciw staremu szefowi rządu parlament próbuje wybrać nowego.

Aktualizacja: 01.05.2018 23:12 Publikacja: 01.05.2018 18:58

Armenia: Uliczny konflikt o premiera

Foto: AFP

– Wszystkich was wzywam, gdy tylko rano wstaniecie, idźcie do centrum Erywania – wezwał Ormian przywódca opozycji Nikol Paszynjan.

Wielotysięczne demonstracje zaczęły się 13 kwietnia, gdy parlament zaaprobował kandydaturę byłego prezydenta Serża Sarkisjana na szefa rządu. Wcześniej rządzący przez dwie prezydenckie kadencje Sarkisjan (nie mógł już kandydować na trzecią) przeprowadził zmiany konstytucji, które odbierały uprawnienia głowie państwa i przekazywały je szefowi rządu. Gdy sam chciał zostać tym ostatnim, Ormianie wyszli na ulice.

Po 12 dniach Sarkisjan ugiął się i podał do dymisji, kończąc dekadę swoich rządów. Ale powstał problem, kto ma być jego następcą. Partia Republikańska Sarkisjana ma większość w parlamencie, dlatego na te stanowisko zaproponowała byłego wysokiej rangi menedżera Gazpromu i byłego wicepremiera Karena Karapetiana.

Opozycja gwałtownie zaprotestowała domagając się sformowania rządu tymczasowego i przeprowadzenia przedterminowych wyborów parlamentarnych, a tym samym zakończenia epoki rządów Partii Republikańskiej. Ale wszystkie drobne ugrupowania opozycyjne – które poparły manifestantów i ich przywódcę Paszynjana – mają w 105-osobowym parlamencie tylko 49 deputowanych. Brakuje czterech głosów. Nie wiadomo, czy jacyś deputowani Partii Republikańskiej się wyłamią, przejdą na stronę demonstrantów i zagłosują za odsunięciem na długi czas swojej partii od rządów.

Przywódcy „republikanów” grają na czas, próbując uzyskać poparcie Moskwy. Armenia do tej pory była jednym z najbliższych sojuszników Rosji, lider protestów Paszynjan zaś znany jest z niechęci do idei integracji „euroazjatyckiej” (czyli wokół Kremla) i instytucji ją reprezentujących. Szef MSZ i wicepremier pojechali do Moskwy szukać wsparcia. Bez wątpienia rozmawiali w administracji prezydenta Putina (choć nie wiadomo z kim) oraz szefem rosyjskiej dyplomacji Siergiejem Ławrowem. Ale Kreml ograniczył się do oświadczenia, że manifestacje i zmiana rządu to „wewnętrzna sprawa Armenii”.

Jednocześnie Paszynjan, próbując uspokoić Moskwę, wielokrotnie podkreślał, że demonstranci chcą tylko odsunąć od władzy Partię Republikańską. – Rosja jest naszym strategicznym sojusznikiem, a nasz ruch nie jest zagrożeniem dla tego sojuszu – zapewniał podczas pierwszomajowego wystąpienia w parlamencie. Dodał, że Armenia pozostanie w rosyjskiej sferze integracyjnej i nie opuści Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej oraz wojskowego sojuszu Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym.

– Widzieliśmy wiele państw i polityków, którzy próbując zmienić polityczne realia zgodnie ze swoimi wyobrażeniami, postawili swe kraje przed groźbą katastrofy – powiedział, najwyraźniej mając na myśli Gruzję i Ukrainę. Ale zaraz dodał, że chciałby „rozwijać stosunki z Iranem, Gruzją, Unią Europejską i USA. A przede wszystkim zliberalizować unijny reżim wizowy”.

Jednak poza oficjalną Moskwą w spór zaangażowana jest kolejna siła z Rosji. Ormiańska diaspora w Rosji wydaje się popierać „republikanów”. Najbogatszym tamtejszym Ormianinem jest Samwel Karapetian. Jego rodzina zaangażowana jest po stronie „republikanów”. Majątek szacowany jest na 4,5 mld dolarów (do niego należą m.in. energetyczne sieci przesyłowe w Armenii), a co za tym idzie – ma znaczne możliwości wpływania na sytuację w kraju.

Społeczeństwo
Walka z gwałtami zakończyła się porażką. Władze zamykają więzienie w USA
Społeczeństwo
5 milionów osób o krok od śmierci głodowej. Kryzys humanitarny w Sudanie
Społeczeństwo
Szefowa niemieckiego MSW: Ponad 700 zatrzymanych przemytników ludzi
Społeczeństwo
Roberto Cavalli nie żyje. Jego ekstrawagancki styl był uwielbiany przez gwiazdy
Społeczeństwo
Oscar Pistorius po wyjściu z więzienia nie może znaleźć pracy. "Zbyt toksyczny"