Chorzy z zaburzeniami psychicznymi mogą być leczeni elektrowstrząsami „ze wskazań życiowych". Taki zapis jest w przepisach określających tzw. koszyk świadczeń gwarantowanych. – Oznacza to, że można użyć elektrowstrząsów, gdy zastosowano już kilka schematów leczenia i nie ma innej możliwości terapii – mówi prof. Piotr Gałecki, konsultant krajowy w dziedzinie psychiatrii.
Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita", w przygotowywanym przez resort zdrowia nowym koszyku świadczeń elektrowstrząsy mają być zwykłą metodą z wyboru. Wyjaśniono nam, że uzasadnieniem tej zmiany była opinia środowiska psychiatrycznego.
Czym są elektrowstrząsy?
– W praktyce służą one wywołaniu napadu padaczkowego – mówi prof. Jacek Wciórka z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Dodaje, że zabieg ten nabrał przed kilkudziesięcioma laty „złowrogiego posmaku" i zaczął być negatywnie przedstawiany w popkulturze, bo wykonywano go bez zwiotczenia mięśni przez anestezjologa. – Gdy napad padaczkowy był gwałtowny, skutkował uszkodzeniami szczęki albo złamaniami kończyn – opowiada.
Dlatego wraz z upowszechnieniem się w latach 80. nowoczesnych leków na depresję i schizofrenię psychiatrzy zaczęli odchodzić od elektrowstrząsów. Okazało się jednak, że stosowane w znieczuleniu ogólnym są nie tylko skuteczne, ale i bezpieczne. – To metoda bezpieczniejsza od farmakoterapii w leczeniu ciężkich depresji lub psychoz u kobiet w ciąży. Podobnie jest u pacjentów w podeszłym wieku, u których leki mogą zacząć działać po wielu miesiącach i powodować skutki uboczne – wylicza prof. Gałecki.
By zwiększyć dostęp do elektrowstrząsów, NFZ zaczął w 2012 roku odrębnie je finansować. Z danych funduszu wynika, że od tego czasu liczba zabiegów utrzymuje się na poziomie około 4,5 tys. rocznie.