Polaków bez wątpienia stać na pokonanie Słoweńców, ale poprzednie mistrzostwa Europy pokazały, że to zespół nieobliczalny. Dwa lata temu zatrzymali ich dopiero w finale Francuzi, w tym roku wygrali finałowy turniej II Dywizji, a teraz zrobią wszystko, by pod wodzą nowego trenera, Serba Slobodana Kovaća (były szkoleniowiec reprezentacji Iranu), pokazać, że sukces może mieć dalszy ciąg.
Po fazie grupowej, oprócz Estończyków, do domu wracają Holendrzy, Hiszpanie i Słowacy. I tylko zwycięzcy grup (Serbia, Niemcy, Rosja, Belgia) mają więcej czasu na odpoczynek. Ci, którzy zajęli drugie i trzecie miejsce, szykują się już do baraży.
Wielkich sensacji na razie nie było, ale Francja w tabeli za Belgią to niespodzianka. Mistrzowie Europy sprzed dwóch lat o awans do ćwierćfinału zagrają z Czechami. W podobnej sytuacji są Włosi, srebrni medaliści olimpijscy z Rio de Janeiro. W barażu zmierzą się z Turcją i powinni sobie poradzić.
Wszystko zgodnie z planem tylko w grupie C, wygranej przez Rosjan, którzy w trzech meczach nie stracili seta. Jeśli Polacy pokonają Słowenię, to w czwartkowym ćwierćfinale na ich drodze stanie właśnie Rosja. Nasi siatkarze pokonali ją w połowie sierpnia w Memoriale Huberta Jerzego Wagnera, choć przegrywali 0:2. Miejmy nadzieję, że rywale jeszcze się z tej bolesnej porażki nie otrząsnęli. I że jak zwykle polska publiczność pomoże.
Ewentualne zwycięstwo w ćwierćfinale otwiera drzwi do strefy medalowej. Polacy ostatni raz stali na podium mistrzostw Europy w 2011 roku w Wiedniu, gdzie w meczu o trzecie miejsce pokonali Rosjan. Dwa lata wcześniej w Izmirze zdobyli jedyny w historii polskiej siatkówki złoty medal ME.
Warto przypominać te stare już dzieje ku pokrzepieniu serc, by Ferdinando De Giorgi i jego drużyna wierzyli do końca, że stać ich na wygraną z każdym, że wszystko jest w tych mistrzostwach możliwe. Kraków i Tauron Arena (tam Polacy zagrają ze Słowenią i ewentualnie z Rosją) czekają na wielkie emocje z happy endem.