ZAKSA w drugim meczu we własnej hali robiła co mogła, ale Skra, podobnie jak w środę w Bełchatowie, miała więcej atutów. Wprowadzony za Bartosza Bednorza bułgarski przyjmujący Nikołaj Penczew grał bardzo dobrze, a wprost znakomicie, szczególnie w ataku, serbski środkowy Srećko Lisinac. Ale w przyszłym sezonie mistrzowie Polski będą musieli radzić sobie bez niego. Odejdzie też Bednorz, również do ligi włoskiej. Zasadne jest pytanie, na ile skutecznie zostaną uzupełnione te ubytki.
Skra wciąż może liczyć na Mariusza Wlazłego, który – gdy pojawiają się kłopoty – bierze sprawy w swoje ręce. W końcówce sezonu świetnie spisywał się też Milad Ebadipour, przyjmujący reprezentacji Iranu, który we wcześniejszej fazie rozgrywek grał nierówno. Jeśli dodamy więcej niż solidnego Karola Kłosa na środku bloku i kolejnego młodziana robiącego postępy, czyli libero Kacpra Piechockiego, mamy zespół, z którym doświadczony włoski trener Roberto Piazza dokonał tego, co ostatnio jego poprzednikom się nie udawało.
Zrobił to przy wydatnej pomocy reprezentacyjnego rozgrywającego Grzegorza Łomacza, który w finałowych spotkaniach potwierdził swą klasę. W Kędzierzynie-Koźlu dostał statuetkę MVP, choć wydawało się, że powędruje ona w ręce Lisinaca żegnającego się ze Skrą.
Brak konsekwencji
Dla Roberto Piazzy to pierwszy mistrzowski tytuł. Na taki sukces liczył jego rodak Andrea Gardini, ale tym razem ZAKSA, choć wygrała fazę zasadniczą, musiała uznać wyższość rywali. Gardini przyznał, że zwycięstwo Skry jest zasłużone.
– Nie potrafiliśmy utrzymać równego poziomu, zabrakło konsekwencji, co spowodowało nerwowość w naszych poczynaniach, szczególnie w końcówkach. Zmiany, których dokonałem, były ryzykowne, ale potrzebne. Sławomir Jungiewicz, który zastąpił w ataku Maurice’a Torresa, i Rafał Szymura, który wszedł za Rafała Buszka, wypełnili swoje zadania – skomentował Gardini.