Możliwe, że sędziowie Sądu Najwyższego są podzieleni w sprawie sporu o Trybunał, choć to coraz bardziej historia, faktem jest, że kierownictwo SN ujawniło niebezpieczny brak stabilności.
Sąd Najwyższy opublikował we wtorek niespotykane w dziejach tego sądu oświadczenie, że obecność pierwszej prezes SN Małgorzaty Gersdorf na uroczystości wręczenia przez prezydenta nominacji nowemu sędziemu TK „była podjęte bezrefleksyjnie, z przeoczeniem specyficznych uwarunkowań, które powinny być brane pod uwagę w działalności publicznej pierwszego prezesa SN".
Rzecznik Sądu Najwyższego sędzia Michał Laskowski w imieniu pierwszej prezes „zapewnia" w nim, że „w trudnym okresie stresów i przepracowania, każdemu z nas zdarzają się kroki podjęte bezrefleksyjnie ...", ale dotychczasowe stanowisko pierwszej prezes SN w odniesieniu do Trybunału Konstytucyjnego nie uległo zmianie. Co więcej pisze, że oświadczenie jest reakcją na liczne komentarze związane z obecnością prof. Geradorf na tej uroczystości. Rzeczywiście pojawiły się krytyczne głosy, w przytłaczające części anonimowe, że w grudniu 2015 r. prezes Gersdorf nie uczestniczyła w ślubowaniu trzech sędziów z rekomendacji PiS (wybranych w miejsce kandydatów wybranych z rekomendacji PO, wśród których był zmarły w lipcu br. sędzi Lecha Morawski), a pojawiła się na zaprzysiężeniu jego następcy. Według innych anonimowych głów wizyta ta miała podzielić sędziów w SN, gdyż może być potraktowana jako krok w kierunku układu z obozem władzy.
Nie zmienia to faktu, że prezes SN miała obowiązek zaproszenie prezydenta przyjąć, nawet były mąż musi się czasem spotkać z była żoną, a nawet (np. przy dzieciach) do niej uśmiechać, oraz płacić alimenty.
Reprezentanci poszczególnych władz mają prawny obowiązek ze sobą współdziałać, nawet jak ta współpraca skrzecz, i żadnej łaski nikomu nie robią. Przeciwnie ignorowanie innych segmentów władzy, czyli jakaś forma politycznej demonstracji, winno należeć do zupełnych wyjątków. Wizyta prezes SN w prezydenckim pałacu nie miała zresztą żadnego prawnego znaczenia dla sporów o TK, ale chyba też politycznego. Pewne cześć rozemocjonowanego Internetu sądzi inaczej, ale Internet nie powinien być standardem dla działań kierownictwa SN.