Reforma sądownictwa: co, jeśli sędziowie z innych krajów przestaną nam ufać

Jeśli sędziowie innych krajów przestaną ufać naszemu wymiarowi sprawiedliwości, to wszystkim obywatelom będzie trudniej – zauważają adiunkci z Uniwersytetu Warszawskiego, dr Maciej Taborowski i dr Piotr Bogdanowicz w rozmowie z Szymonem Cydzikiem.

Publikacja: 21.08.2017 08:05

Reforma sądownictwa: co, jeśli sędziowie z innych krajów przestaną nam ufać

Foto: Fotolia

Rz: Pod koniec lipca Komisja Europejska powiedziała, że Polska ma miesiąc na rozwiązanie problemów związanych z reformą sądownictwa. Termin upłynie za ok. tydzień, najpewniej bez skutku. Jaki, panów zdaniem, będzie następny krok KE?

dr Maciej Taborowski: Widać, że Komisja jest bardzo zdeterminowana, więc z pewnością coś się wydarzy. W odniesieniu do procedury uchybieniowej z art. 258 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (TFUE), jeśli Polska nie zareaguje w terminie miesięcznym, KE wyda tzw. uzasadnioną opinię. Ona jest formalnym elementem, który umożliwia później wniesienie sprawy do Trybunału Sprawiedliwości. Zapewne w tej opinii znajdą się te same zarzuty, co w wysłanym już liście z zarzutami, tj. te dotyczące niezależności sądów oraz przejścia sędziów w stan spoczynku. Komisja wyznaczy nowy termin na dostosowanie się do opinii. Jeśli on też upłynie bezskutecznie, to KE będzie mogła wnieść skargę do TS. Ten będzie rozstrzygał sprawę naruszenia na dzień upływu terminu wyznaczonego w opinii uzasadnionej. Tak to wygląda formalnie, jeśli chodzi o procedurę z art. 258 TFUE.

dr Piotr Bogdanowicz: Jeżeli natomiast chodzi o procedurę praworządności, bo tutaj też został wyznaczony termin miesięczny, to kolejnym krokiem byłoby wszczęcie procedury z art. 7 traktatu o Unii Europejskiej (TUE). Tymczasem w ostatnich zaleceniach dotyczących właśnie ustawy o ustroju sądów powszechnych Komisja wskazała, że jest gotowa, skorzystać natychmiast z „opcji atomowej", jak jest ona nazywana, ale w przypadku wprowadzenia przepisów skracających kadencje lub przenoszących w stan spoczynku sędziów Sądu Najwyższego.

Na czym polega procedura z art. 7 TUE i czemu nazywa się ją właśnie „opcją atomową"?

P.B.: Nazwa ta nie jest przypadkowa, bo rozwiązanie to prowadzi w ostatecznym rozrachunku do zawieszenia państwa w prawach członka UE – przy czym dalej musi wykonywać ono obowiązki wynikające z unijnych przepisów. Interesującą kwestią jest to, co wchodzi w skład tych uprawnień członkowskich, bo nie są one wprost wskazane w traktacie. Przepis mówi o prawie głosowania w Radzie, nie podaje natomiast innych kwestii. Szczególnie interesujące jest, czy można zawiesić prawo do otrzymywania funduszy europejskich. To miałoby bardziej wymierne skutki.

Prawdopodobnie jednak Węgry zawetowałyby taką decyzję, a Timmermans zapowiedział, że nie będzie wspólnego głosowania nad zawieszeniem praw Polski i Węgier. Pytanie tylko, na ile ta deklaracja jest wiążąca.

M.T.: Rzeczywiście, w tym wypadku prawdopodobieństwo sankcji jest minimalne. Na drugim etapie procedury z art. 7 TUE, gdy stwierdza się naruszenie wartości z art. 2 TUE, w tym zasady praworządności, wymagana jest bowiem jednomyślność. Timmermans nie tyle powiedział, że nie chce uciekać się do wspólnego głosowania nad zawieszeniem Polski i Węgier (wówczas żaden z tych krajów nie mógłby złożyć weta), ile wręcz określił tę propozycję jako „nonsens". To, co Komisja będzie mogła ewentualnie zrobić, to uruchomić punkt pierwszy art. 7 TUE, czyli stwierdzić, że występuje wyraźne ryzyko poważnego naruszenia wartości z art. 2 TUE. Do tego są wymagane głosy 22 państw, także sprzeciw Węgier niczego nie da. Nie wiąże się to z sankcjami, ale jeśli chodzi o wymiar polityczny, to będzie to pierwszy raz w historii, gdy takie stwierdzenie będzie miało miejsce. Samo poddanie takiego wniosku pod głosowanie będzie na pewno znaczące politycznie. Myślę jednak, że Komisja nie zdecyduje się na to, dopóki nie będzie miała poparcia tych 22 państw. Do nałożenia sankcji potrzebna jest większość kwalifikowana, ale jest to uzależnione od stwierdzenia naruszenia wartości z art. 2 TUE, do którego wymagana jest jednomyślność.

A czy Trybunał Sprawiedliwości może nałożyć jakieś realne sankcje na Polskę?

M.T.: Musimy odróżnić dwie kwestie. Sprawa z art. 7 TUE nigdy najpewniej nie trafi do TS, do którego można się odwołać w tym wypadku tylko w odniesieniu do kwestii proceduralnych. Sankcje są w tym zakresie sprawą politycznej decyzji państw członkowskich. Odrębną kwestią jest art. 258 TFUE – tutaj Komisja może wnieść skargę do TS i jeżeli wyrok nie zostanie wykonany, mogą zostać nałożone kary pieniężne. Ta procedura jest właśnie na etapie przedsądowym w kontekście ustawy o ustroju sądów powszechnych w odniesieniu do dwóch aspektów: pierwszy dotyczy dyskryminacji ze względu na płeć, jeśli chodzi o przejście sędziów w stan spoczynku. Drugi dotyczy niezależności sądów w kontekście powoływania i odwoływania prezesów sądów i wyrażenia zgody przez ministra sprawiedliwości na kontynuowanie działalności sędziowskiej po osiągnięciu wieku stanu spoczynku.

P.B.: Warto wyraźnie podkreślić bezprecedensowy charakter decyzji KE, która zdecydowała się wszcząć postępowanie w trybie art. 258 równolegle do trwającej procedury praworządności. Fakt, że mamy procedurę w art. 7 dla niektórych przedstawicieli doktryny prawa europejskiego był argumentem, żeby twierdzić, że procedura z art. 258 nie może się toczyć przeciw państwu członkowskiemu ws. naruszenia wartości, o których mowa w art. 2 TUE, bo procedura z art. 7 TUE jest swego rodzaju lex specialis. W naszej ocenie argumenty te były chybione i choć w komunikacie prasowym nie padło wprost odwołanie do art. 2 TUE, to wydaje się, że decyzja KE potwierdza, że można je prowadzić równolegle.

Czy zarzut dyskryminacji ze względu na wiek jest uzasadniony? Przecież zróżnicowanie występuje już od wielu lat w niemal wszystkich zawodach, i Unia tego nie kwestionowała.

M.T.: Mamy dwie dyrektywy regulujące te kwestie. Jedna – 79/7 – dotyczy ogólnego systemu emerytalnego – i druga 2006/54 odnosząca się do szczególnych systemów, np. dla określonych grup zawodowych. Jeśli wczytamy się w tę pierwszą dyrektywę, to państwa członkowskie mają obowiązek dążenia do równości płci w tym zakresie. Przewidziano jednak możliwość odstępstwa od tej zasady. Państwa mogą więc utrzymywać środki, które różnicują wiek emerytalny kobiet i mężczyzn, ale muszą to odstępstwo uzasadniać i informować periodycznie Komisję, czy takie zróżnicowanie istnieje i czym jest uzasadnione. Trzeba jednak pamiętać, że Polska niedawno zrównała wiek emerytalny, a następnie wróciła do zróżnicowania. Pewne przepisy w dyrektywie mogą prowadzić do wniosku, że takie cofnięcie nie jest dopuszczalne. Ale to jest sytuacja „miękka" i trudno przewidzieć rozstrzygnięcie TS.

Jeśli mówimy o sędziach, to przejście w stan spoczynku jest odrębnym rozwiązaniem i dlatego zastosowanie znajduje druga z dyrektyw, która nie przewiduje podobnego odstępstwa od zasady równości. Komisja będzie więc miała łatwiejszą sytuację. Ponadto, z naszych wstępnych analiz wynika, że świadczenie otrzymywane przez sędziów w stanie spoczynku będzie można ewentualnie uznać za wynagrodzenie w rozumieniu art. 157 TFUE. Przepis ten wymaga równości wynagrodzenia bez dyskryminacji ze względu na płeć. Tymczasem kobiety będą przez pewien czas otrzymywać niższe wynagrodzenie niż mężczyźni, bo będą już w stanie spoczynku. Istotną rolę odgrywa tu również obowiązek przejścia w stan spoczynku z wyjątkiem sytuacji, kiedy minister sprawiedliwości uzna, że można działać dalej. Skarga KE w tym zakresie nie jest więc pozbawiona podstaw.

Czy te kary pieniężne można będzie w ogóle skutecznie wyegzekwować?

P.B.: Dotychczas Trybunał Sprawiedliwości orzekał w przedmiocie kar w ok. 30 sprawach i według dostępnych informacji nie było sytuacji, w których państwa członkowskie odmawiały zapłaty. Czasem trochę to trwało, ale jednak państwa, zgodnie z zasadą lojalnej współpracy, płaciły, nawet bardzo wysokie kwoty. Gdyby się miało zdarzyć, że Polska będzie zobowiązana do zapłaty kary i jej nie zapłaci, to mielibyśmy do czynienia z kolejnym precedensem, który znów wymagałby podjęcia przez Unię działań, które wcześniej nie były konieczne.

M.T.: : Trzeba zwrócić uwagę, że jesteśmy ostatnio źródłem wielu precedensów w prawie UE. Jest to niezwykle ciekawe dla naukowców, ale bardzo nieciekawe, jeśli chodzi o reputację państwa. Pierwszy raz prowadzone jest postępowanie ws. praworządności, i zaszło tak daleko, że mamy już trzy zalecenia w tej sprawie, które nie są wykonywane. Precedensowa jest też sprawa o stwierdzenie uchybienia w związku z niezależnością sądów – czegoś takiego do tej pory też nie było i jest to bardzo odważny krok Komisji. Jeśli to orzeczenie zapadnie, to można powiedzieć, że przeniesie UE na wyższy etap integracyjny. To by bowiem oznaczało, że systemy sądowe państw członkowskich tak się zrosły, ze względu na zasadę wzajemnego zaufania, że UE musi w tym zakresie podejmować kroki, żeby zabezpieczyć siebie i systemy sądowe państw członkowskich przed negatywnymi konsekwencjami. Trzeci precedens to sprawa ewentualnego niewykonania postanowienia zabezpieczającego w sprawie Puszczy Białowieskiej i związanych z tym potencjalnych sankcji. Ale jeśli rząd RP rozważałby wprost niewykonywanie wyroków TS, to taka sprawa będzie wchodziła już w zakres praworządności. Trzeba też pamiętać, że to jest broń obosieczna. Dla przykładu, jeśli chodzi o postanowienia zabezpieczające, to była niedawno sprawa gazociągu Opal.

W tej sprawie jednak przegraliśmy.

M.T.: Polsce i PGNiG chodziło o to, żeby zablokować decyzję KE umożliwiającą zwiększenie jego przepustowości, czyli żeby właściciel nie organizował aukcji na nowy przesył, który zostanie wykorzystany przez rosyjski Gazprom. W grudniu ubiegłego roku zostało wydane na korzyść polskich podmiotów postanowienie zabezpieczające, i sąd oraz urząd niemiecki natychmiast zawiesili organizację aukcji. Nie dyskutowali z decyzją sądu unijnego. Potem było drugie posiedzenie ws. ostatecznego środka zabezpieczającego i okazało się, że nie wykazano pilnej konieczności ustanowienia go, co było jedną z wymaganych przesłanek. Jednak przez parę miesięcy byliśmy chronieni takim postanowieniem. I pytanie, czy chcemy, żeby np. rząd niemiecki zaczął dyskutować z takimi postanowieniami wydanymi na rzecz Polski poza przewidzianą w tym celu procedurą sądową.

Czyli Unia nie może Polsce nic zrobić – procedura zawieszenia jest nierealizowalna, a kary pieniężne zapadają po bardzo długim czasie.

P.B.: Rzeczywiście, zwłaszcza w obecnym układzie politycznym procedura zawieszenia jest bardzo trudna do zrealizowania. Podobnie może być, jeśli chodzi o nałożenie kar pieniężnych, chociaż tutaj z innych względów. To jest dość smutna konkluzja, ale warto ją podkreślić. Przekaz medialny jest taki, że Polska będzie płacić za wycinkę czy za nieprzestrzeganie praworządności. Być może będzie, ale żeby się tak stało, konieczne będą odważne decyzje Komisji i Trybunału Sprawiedliwości.

M.T.: Poza tym po drodze jest bardzo dużo prawniczej roboty. Zebranie dowodów, sformułowanie zarzutów i odparcie argumentacji drugiej strony. Możemy mówić, że kary będą nałożone i płacone, ale tak naprawdę praca Komisji w sprawach precedensowych jest niezwykle trudna. I trzeba to docenić, że ktoś w obronie pewnych uniwersalnych wartości, na których oparta jest UE i na których niestety nie wszystkim zależy, ten trud podejmuje. Warto jednocześnie dodać, że Komisja nie lubi przegrywać spraw przed TS, więc jeśli zdecydowała się na taki krok, to znaczy, że widzi szanse powodzenia i ma przygotowaną mocną argumentację.

Co jeszcze nam grozi?

M.T.: Nie zdajemy sobie z tego do końca sprawy, ale każdy system prawny i sądowy ma swoje ścieżki, blokady i bezpieczniki. I jeżeli mamy autorytatywny dokument KE, czyli te zalecenia, z których wynika, że Polska jest pozbawiona efektywnej, skutecznej i niezależnej ochrony praw podstawowych, z uwagi na to, że Trybunał Konstytucyjny został w określony sposób potraktowany, to KE stwierdza tak w ślad za Komisją Wenecką. Za chwilę, jeżeli się nic nie zmieni, będziemy mieli stwierdzenie, że z uwagi na to, co się dzieje w kontekście ustawy o ustroju sądów powszechnych, nie mamy w Polsce do czynienia z niezależnym sądownictwem. I takie dwie informacje dla sędziego wykształconego w tradycyjnym systemie wartości państwa prawa, uruchamiają alarm. Musimy sobie z tego zdawać sprawę. Cały system unijny opiera się na wzajemnym zaufaniu. Taki sędzia powie – ja już nie mogę ufać temu systemowi. Tysiące sędziów w całej UE mogą zacząć się zastanawiać, czy przykładowo mają wysłać swojego obywatela w ramach europejskiego nakazu aresztowania do kraju, który nie daje rękojmi przestrzegania praw podstawowych. To są sprawy życiowe milionów Polaków w państwach UE – małżeństwa, rozwody, opieka nad dziećmi, inne sprawy stanu cywilnego, ale też np. spory o zapłatę, odszkodowanie np. po wypadku itp. Jeśli zapadnie w takiej sprawie wyrok sądu polskiego i ma być uznany w Niemczech, we Włoszech czy w Holandii, to dzieje się tak dlatego, że systemy tych państw ufają polskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Jeżeli nie będą ufały, to zaczną weryfikować. I wszystkim obywatelom będzie trudniej, bo będą musieli udowadniać, że polski wyrok został wydany zgodnie z europejskimi standardami państwa prawa. Te konsekwencje nadciągają jak fala tsunami. Jeśli puszczą bezpieczniki i państwa członkowskie zaczną się bronić, to będziemy w naprawdę trudnej sytuacji.

A jak sprawa przeciwko Polsce się ma do niedawnej sprawy dotyczącej przechodzenia w stan spoczynku sędziów na Węgrzech?

M.T.: Węgry obniżyły wiek emerytalny sędziów bez zróżnicowania płci. Komisja wszczęła postępowanie na podstawie art. 258, a TS stwierdził uchybienie, choć z trochę innych przyczyn niż u nas. W sensie formalnym parlament węgierski zmienił prawo i dostosował się do wyroku. Tylko trzeba pamiętać, że w międzyczasie zostało zwolnionych kilkuset sędziów, głównie zaawansowanych wiekiem, którzy pełnili funkcje kierownicze w sądownictwie. Z dostępnych źródeł wynika, że bardzo znikomy procent z nich wrócił w ogóle do orzekania, a żaden nie odzyskał stanowiska kierowniczego. Obniżono więc wiek emerytalny, odwołano sędziów, zapełniono te stanowiska sędziami mianowanymi na nowych zasadach przez instytucję nominowaną przez  większość parlamentarną, a po wyroku TS osobom zwolnionym wypłacono po prostu odszkodowanie. Rząd węgierski osiągnął więc swój cel polityczny.

P.B.: Wydaje się więc, że KE wyciągnęła wnioski z tego postępowania, gdyż Polsce postawiła zarzut nie tylko naruszenia dyrektyw antydyskryminacyjnych, ale także dotyczący naruszenia art. 19 TUE, czyli zapewnienia skutecznej ochrony sądowej. To jest bardzo istotne, gdyż ewentualna zapłata odszkodowania na rzecz prezesów sądów, którzy zostali zwolnieni, stanowiłaby wykonanie wyroku w zakresie niedyskryminowania, ale już nie naruszenia art. 19 TUE. Bo z tego przepisu wynika wymóg poszanowania niezawisłości sędziów i niezależności sądów. Sama możliwość wpływu na nie, może być traktowana jako brak zapewnienia skutecznej ochrony sądowej. A to by oznaczało, konieczność zmiany tych przepisów, a także ewentualnie konieczność przywrócenia odwołanych prezesów. Jednak wiele będzie zależało od tego, jak Komisja sformułuje zarzuty w postępowaniu przed TS.

W tej kwestii też był wyrok przeciw Węgrom, ale dotyczył skrócenia kadencji prezesa urzędu ochrony danych osobowych.

P.B.: Ten kazus może stanowić bardzo istotny punkt odniesienia dla polskiej sprawy. Trybunał wysnuł bowiem wniosek, że jeśli skrócono kadencję organu, to doszło do naruszenia jego niezależności. Jeśli w tym orzeczeniu słowa „organu nadzorczego ochrony danych osobowych” zastąpilibyśmy słowami „prezesa sądu”, to w zasadzie mamy gotowe rozwiązanie w sprawie polskiej.

M.T.: Jeśli Komisja wyciągnęła wnioski ze sprawy węgierskiej, to tak powinna sformułować zarzuty, aby konieczność wykonania wyroku oznaczała przywrócenie sędziów zwolnionych ze stanowisk. Komisja powinna też rozważyć zastosowanie środków tymczasowych polegających na zawieszeniu możliwości korzystania z ustawy do czasu wydania rozstrzygnięcia, tak jak miało to miejsce w przypadku Puszczy Białowieskiej. W sprawie węgierskiej zastosowano tylko tryb przyspieszony. Sprawa została rozstrzygnięta w ciągu pół roku, a mimo to cel polityczny został osiągnięty. Widać więc, że samo przyspieszenie nic nie dało z perspektywy skuteczności wyroku TS.

Ale czy takie środki zabezpieczające są skuteczne? Skorzystano z nich w przypadku Puszczy Białowieskiej, a wycinka trwa.

P.B.: Tu ponownie trzeba odróżnić przekaz medialny od analizy prawnej. Trzeba mocno podkreślić, że dysponujemy bardzo ograniczoną ilością informacji. Władze polskie twierdzą, że postanowienie o ustanowienie środków tymczasowych jest wykonywane zgodnie z jego treścią. Mówi ono bowiem o konieczności wstrzymania wycinki, z wyjątkiem sytuacji uzasadnionych bezpieczeństwem publicznym. Jest to zresztą zgodne z wnioskiem KE, która sama taki wyjątek powołała we wniosku. Kwestią, którą będzie musiał ocenić TS jest to, czy Polska w sposób właściwy powołuje się na ten wyjątek bezpieczeństwa publicznego.

A w jaki sposób kornik drukarz zagraża bezpieczeństwu publicznemu?

M.T.: Z naszej analizy wynika – zastrzegam jednak, że mamy do dyspozycji tylko wiadomości z komunikatów prasowych i przekazów medialnych –  że argumenty, które się pojawiają po stronie polskiej, jak np. zagrożenie pożarowe czy zagrożenie bezpieczeństwa ludzi (bo uschnięte drzewa będą spadać na głowy) nie mieszczą się w rozumieniu bezpieczeństwa publicznego w dotychczasowym orzecznictwie TS. Jest orzeczenie TS, które wskazuje, że nawet konieczność zaopatrzenia ludności w wodę pitną nie mieści się w pojęciu bezpieczeństwa publicznego. Są to raczej kwestie stricte związane z suwerennością państwa, funkcjonowaniem jego najważniejszych instytucji, zagrożeniem dla życia ludności (nie pojedynczych ludzi) albo integralności terytorium. Ale rzeczywistość sądowa jest często inna niż medialna, i wszystko zależy od tego, co Polska i KE będą mogły udowodnić.

A czy ma tu zastosowanie zasada proporcjonalności?

M.T.: Tak, rząd będzie musiał udowodnić, że działania te są odpowiednie, właściwe i konieczne dla celu, który ma być osiągnięty. Chodzi o minimalną możliwą ingerencję w obszar chroniony, by osiągnąć zakładane przez państwo dopuszczalne cele, w tym przypadku ochronić bezpieczeństwo publiczne. I tu pojawia się pytanie, czy właściwszym środkiem dla np. ochrony życia ludzi niż wycinka (nawet, jeśli TS uznałby ten argument) w okresie przejściowym nie byłby np. zakaz wstępu do lasu i zabezpieczenie go. W świetle orzecznictwa TS wydaje się, że tak mogłoby być.

I kiedy TS rozstrzygnie tę kwestię?

M.T.: Z informacji prasowych wynika, że ma to się odbyć 11 września br. Ale jest mało prawdopodobne, aby poruszono wtedy temat sankcji pieniężnych za niewykonanie tego poprzedniego postanowienia. Tutaj rozstrzygnie się tylko, czy zabezpieczenie jest zasadne i czy zostanie podtrzymane albo zmienione po wysłuchaniu stron. Natomiast główna sprawa dotycząca Puszczy Białowieskiej zostanie zakończona za ok. półtora roku, chyba że udałoby się tę sprawę rozstrzygnąć w trybie przyśpieszonym – wtedy pewnie ok. 6 miesięcy. Jeśli zostanie stwierdzone uchybienie, trzeba poczekać jakiś czas, czy wyrok zostanie wykonany. Jeśli nie zostanie, Komisja wszczyna postępowanie z art. 260, domagając się kar finansowych. Jest to więc procedura rozciągnięta w czasie.

Natomiast w odniesieniu do postanowienia zabezpieczającego, trzeba pamiętać, że znajdujemy się w sytuacji precedensowej, bo jeszcze nigdy TS nie musiał decydować, czy postanowienie zabezpieczające zostało właściwie wykonane. W związku z tym tak naprawdę nie do końca wiemy, w jakiej procedurze to się powinno odbyć. Spośród kilku możliwych teoretycznych opcji jest jedna, która byłaby najbardziej użyteczna z punktu widzenia Komisji, ale nie wiadomo, czy TS pójdzie w tym kierunku. Polega na tym, żeby uznać, że to postanowienie zabezpieczające jest orzeczeniem, które nie zostało wykonane i od razu domagać się kar pieniężnych na podstawie art. 260 TFUE. Ale to niesie pewne zagrożenie, bo nie wiadomo, czy niewykonanie postanowienia zabezpieczającego można potraktować tak samo, jak niewykonanie wyroku stwierdzającego uchybienie przez państwo członkowskie. Poza tym musi też istnieć forum, na którym TS rozstrzygnie w sposób wiążący, czy to, co rząd polski zrobił w odniesieniu do Puszczy po wydaniu postanowienia, mieści się w wyjątku bezpieczeństwa publicznego, czy nie. Inna opcja to uznanie, że niewykonanie postanowienia jest uchybieniem, co oznacza, że całą procedurę trzeba przeprowadzić od początku, tj. wszcząć najpierw postępowanie z art. 258 TFUE i jeśli TS stwierdzi uchybienie i wyrok nie będzie wykonany, to dopiero nakładać kary pieniężne na podstawie art. 260 TFUE. Także zobaczymy, na którą spośród kilku możliwości zdecyduje się KE.

Jest jeszcze sprawa uchodźców.

P.B.: Ale ona się toczy, można powiedzieć, w „tradycyjnym” modelu. Jest to postępowanie w sprawie niewykonania decyzji Rady, jest już na etapie uzasadnionej opinii, KE przygotowuje się do postępowania złożenia skargi na podstawie art. 258. W międzyczasie zostanie wydany wyrok ws. skarg Słowacji i Węgier (notabene Polska nie złożyła skargi), które wnosiły o stwierdzenie nieważności tej decyzji Rady o relokacji uchodźców. Rzecznik generalny powiedział niedawno, że skargi te powinny zostać oddalone. Ta sprawa bardziej wpisuje się w ogólny spór o niewykonywanie prawa unijnego, ale nie ma charakteru precedensowego, oraz nie powinna być łączona z kwestiami praworządności, ustroju sądów, Trybunału Konstytucyjnego czy puszczy. Jak pokazują statystyki, przeciw Polsce toczy  się aktualnie kilkadziesiąt takich postępowań.

M.T.: Tak, to nie jest nic nadzwyczajnego. Państwa często „negocjują”  z Komisją, ale starają się uniknąć postępowań przed TS. Generalnie można powiedzieć, że jeżeli ktoś się chce sprzeciwiać wiążącym aktom unijnym, takim jak w sprawie uchodźców, przyjętym przecież przez nikogo innego, jak przez same państwa członkowskie w ramach Rady, to powinien to robić z głową i mieć w zanadrzu dobrą argumentację prawniczą. Natomiast w sprawach, o których mówiliśmy na początku, wyjątkowy jest przedmiot – Trybunał Konstytucyjny, niezależność sędziów.

A w perspektywie mamy jeszcze eskalacje sprawy z reformą sądów i pewnie ustawę o dekoncentracji mediów.

P.B.: Jeśli chodzi o sądy, to przecież prezydent, rząd i posłowie znają treść zalecenia, więc jest ta cienka czerwona linia, której przekroczyć nie powinni. Jeśli chodzi o dekoncentracje mediów to zależy od tego, jakie rozwiązania zostaną przyjęte. Pytanie, czy chcemy konflikt z Unią eskalować.

M.T.: Nie wiemy, jakie ostatecznie będą rozwiązania dotyczące mediów, ale potencjalnie zagrożona jest swoboda przepływu kapitału, usług i swoboda przedsiębiorczości, są pewne dyrektywy w tym zakresie. Mamy też inne zobowiązania międzynarodowe, np.: o ochronie inwestycji i one nakładają też pewne ograniczenia na państwo, które chce w tej kwestii dokonać zmian. Pytanie, czy to, co jest planowane, będzie się mieściło w tym gorsecie przepisów i standardów już wyznaczonych.

Dr Maciej Taborowski i dr Piotr Bogdanowicz są adiunktami w Katedrze Prawa Europejskiego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego

Rz: Pod koniec lipca Komisja Europejska powiedziała, że Polska ma miesiąc na rozwiązanie problemów związanych z reformą sądownictwa. Termin upłynie za ok. tydzień, najpewniej bez skutku. Jaki, panów zdaniem, będzie następny krok KE?

dr Maciej Taborowski: Widać, że Komisja jest bardzo zdeterminowana, więc z pewnością coś się wydarzy. W odniesieniu do procedury uchybieniowej z art. 258 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (TFUE), jeśli Polska nie zareaguje w terminie miesięcznym, KE wyda tzw. uzasadnioną opinię. Ona jest formalnym elementem, który umożliwia później wniesienie sprawy do Trybunału Sprawiedliwości. Zapewne w tej opinii znajdą się te same zarzuty, co w wysłanym już liście z zarzutami, tj. te dotyczące niezależności sądów oraz przejścia sędziów w stan spoczynku. Komisja wyznaczy nowy termin na dostosowanie się do opinii. Jeśli on też upłynie bezskutecznie, to KE będzie mogła wnieść skargę do TS. Ten będzie rozstrzygał sprawę naruszenia na dzień upływu terminu wyznaczonego w opinii uzasadnionej. Tak to wygląda formalnie, jeśli chodzi o procedurę z art. 258 TFUE.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Trybunał: nabyli działkę bez zgody ministra, umowa nieważna
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona