Gdzie jesteśmy i co nas czeka w 2018 r.? Przed dwoma laty byliśmy w centrum sporu o Trybunał Konstytucyjny, straszono wizją odwołania pielgrzymki papieża Franciszka i zerwaniem warszawskiego szczytu NATO. One się jednak odbyły, a 19 grudnia 2016 r. wraz z odejściem starego prezesa TK spór zaczął gasnąć, i tylko od czasu do czasu wraca. W marcu 2017 r. przyszła z kolei akcja sędziowska o tzw. rozproszonej kontroli konstytucyjnej, mająca wedle jej autorów zastąpić niedostatki nowego TK, ale w sądach wspomina się o niej zupełnie marginalnie. W czasie tych dwóch lat sądy polskie wydały 30 mln wyroków, a te, które mogły budzić polityczne emocje, da się policzyć na palcach jednej ręki.

Oceniam, że tak będzie dalej. Trochę szumu ze skróceniem kadencji pierwszej prezes SN (choć to jeszcze nieprzesądzone) i być może przy wyborze tego czy innego sędziego do KRS, choć dzisiaj, poza jej rzecznikiem, przytłaczająca większość Polaków nie zna ich pewnie nawet z nazwiska. Nie chcę bynajmniej przez to powiedzieć, że nic się nie zmienia. Na naszych oczach zmienia się trzecia władza, a przez to także trzecia RP, czy jak ktoś woli, już czwarta. Sądy, owszem, nadal będą wydawać 15 mln orzeczeń rocznie, z całą pewnością nie gorsze od obecnych i nie będziemy na nie czekać dłużej, z tego choćby prostego powodu, że nawet koń kiedy czuje lejce, biegnie żwawiej.

Czy będą naciski na sądy nowej władzy – tego nie wiem. Wiele jednak wskazuje, że sędziowie są bardziej podatni na naciski swego środowiska, ale ono traci ewidentnie na znaczeniu. Miejmy nadzieję, że indywidualny sędzia będzie bardziej samodzielny i sprawiedliwy. I że tacy będą awansować. Mielibyśmy wreszcie normalne sądownictwo.