Sprawca kopał i bił żonę. Zarzuty aktu oskarżenia objęły osiem lat. W tym czasie ofiara miała potłuczone żebra, złamany nos z przemieszczeniem, wyrwane kłęby włosów, straciła ząb. Często interweniowała policja, córka zeznała, że przez wiele lat uciekały z mamą do babci przed agresją ojca, który groził żonie śmiercią i celował w nią nożem.
Sąd stwierdził, że pokrzywdzona „była całkowicie uzależniona od sprawcy i nie była zdolna z własnej woli przeciwstawić się znęcaniu". Oskarżony, pastwiąc się psychicznie i fizycznie nad żoną, świadomie wykorzystywał swą przewagę. Naciskał też na żonę, by zgodziła się na mediację, której wynik mógł przyczynić się do łagodniejszego potraktowania go przez wymiar sprawiedliwości. Tak też się stało. Doszło do mediacji i zawarcia ugody, a w rezultacie sąd bezwarunkowo umorzył postępowanie karne, choć można było mieć bardzo poważne wątpliwości, czy pokrzywdzona dobrowolnie zgodziła się na mediację.
To jedna z wielu spraw zbadanych przez prof. dr hab. Eleonorę Zielińską, która w raporcie opublikowanym przez Instytut Wymiaru Sprawiedliwości przedstawiła, jak w praktyce polskiego wymiaru sprawiedliwości wygląda skala i efektywność mediacji w sprawach karnych o przemoc w rodzinie.
Jej obserwacje, obejmujące lata 2012–2016, niekiedy są porażające i mogą całkowicie podważać sens stosowania mediacji.
Zdarzało się, że sądy bezrefleksyjnie akceptowały zgodę pokrzywdzonej na mediację, mimo że z zebranych materiałów wynikało niezbicie, iż podjęto ją pod wpływem szantażu. Kierowały też do niej sprawy, w których występowało wyjątkowo silne uzależnienie ofiary od sprawcy.