Ławnik 500 plus - sposób na edukację prawną społeczeństwa

Udział ławników jest koniecznością pragmatyczną, a nie tylko konstytucyjną

Publikacja: 28.10.2017 02:00

Najsławniejsi ławnicy w historii. „Dwunastu gniewnych ludzi” w reżyserii Sidneya Lumeta z 1957 r.

Najsławniejsi ławnicy w historii. „Dwunastu gniewnych ludzi” w reżyserii Sidneya Lumeta z 1957 r.

Foto: materiały prasowe

Konstytucja RP – akt prawny, który bez rozgłosu kilka dni temu obchodził swoją 20. rocznicę wejścia w życie – nie pozostawia żadnych wątpliwości: udział obywateli w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości musi być zagwarantowany. Oczywiście mowa o obywatelach niebędących sędziami zawodowymi.

Warto jednak poczynić pewną uwagę. Objęcie urzędu sędziego nie sprawia, że sędziowie przestają być obywatelami, nawet jeśli ogranicza ich w tym wykonywany zawód, np. zakaz dodatkowego zarobkowania, konieczność unikania niektórych sytuacji społecznych, zawierania bliższych znajomości czy utrzymywania kontaktów towarzyskich, które mogłyby rzutować na ocenę jego osoby itp.

Niestety, w publicznych wypowiedziach przewija się wezwanie, aby sędziowie przestali być obywatelami, a zajęli się orzekaniem, tak jak kiedyś pisarze byli odsyłani do piór. Jeżeli zaś już zajmą się orzekaniem, aby broń Boże wychodzili z roli człowieka, który mówi „winny" lub „niewinny", i zabierali głos w sprawach działania państwa.

Taka refleksja o jednoczesnym byciu sędzią i obywatelem, obywatelem i sędzią, zniknęła z dyskusji publicznej. Pojawiło się wykluczające rozróżnienie: sędziowie i obywatele, zresztą bardzo podobne do odziedziczonego z dawnych czasów konfrontacyjnego ujęcia: władza – społeczeństwo, z oczywistym podtekstem: „oni" i „my". Taka dychotomia tylko umocniła wzajemną nieufność.

Obecne czasy zmuszają nas do dyskusji o roli sędziego jako obywatela, ale prowadząc ją, trzeba się zgodzić, że konstytucja, traktując o udziale obywateli w wymiarze sprawiedliwości, mówi o obywatelach niebędących sędziami zawodowymi. Żaden sędzia, nawet jako najlepszy obywatel, nie zrealizuje tego nakazu.

Traktując ustawę zasadniczą poważnie, jak na to zasługuje, a nie jako zbiór wygodnych lub mniej wygodnych deklaracji, stoimy przed wielką debatą nad przyszłością sędziów społecznych, nawet jeżeli obecny ich udział jest niezadowalający, nawet jeżeli kojarzą się ze śpiącymi starszymi panami lub paniami. Ponieważ sędzia społeczny to konstytucyjna konieczność.

W moim przekonaniu to także pragmatyczna konieczność. Przełamanie nieufności jest możliwe tylko dzięki istniejącej świadomości mechanizmów wymierzania sprawiedliwości. Mimo narzekań na niezbyt wysoką kulturę prawną w społeczeństwie zainteresowanie sądownictwem, także w tym pozytywnym sensie, jest coraz bardziej zauważalne. Intuicyjne przekonanie o konieczności istnienia niezależnych organów powoduje, że obywatele zaczynają interesować się tym, jak działają sądy, według jakich reguł orzekają. Chcą też znać odpowiedź na te pytania z pierwszej ręki. Dość powiedzieć, że organizowane przez stowarzyszenia sędziowskie, jak też spontanicznie przez grupy sędziów projekty edukacyjne w sądach przyciągają zauważalną część społeczeństwa. Ostatnie spotkanie sędziów z obywatelami w Sądzie Okręgowym w Krakowie miało ponad 13 tys. wyświetleń w mediach społecznościowych, a jest jeszcze np. Opole i organizowana Kafejka Prawna, inicjatywy w Katowicach, Warszawie, Poznaniu, Olsztynie, Włocławku i wielu innych miejscowościach, które z powodzeniem zapraszają obywateli i popularyzują wiedzę o sądach. Świadomość prawna zdaje się rosnąć, a umożliwienie osobom, które chciałyby skorzystać ze swojego konstytucyjnego prawa do udziału w wymiarze sprawiedliwości, powinno być obowiązkiem ustawodawcy. Sędzia społeczny będzie oknem na świat dla czasami zbyt mechanicznie działających sędziów, a jednocześnie naocznym świadkiem tego, jak działają sądy, i propagatorem prawdziwych informacji o pracy sędziów.

Równie istotną rolą sędziego społecznego jest wykonywanie stałej kontroli nad sposobem wymierzania sprawiedliwości, i to nie w ulubionej przez niektórych roli szeryfa, ale nawet czasami milczącego świadka. Poprzez konieczność uprzedniej wymiany argumentów z ludźmi o różnym poziomie wiedzy i różnym postrzeganiu świata to także sposób na przeciwdziałanie zdarzającemu się w sądach lenistwu intelektualnemu czy brakowi szacunku dla innych uczestników postępowania.

Nie do przecenienia jest edukacja wypływająca z samych sądów, za pośrednictwem ławników, stanowiąca przeciwwagę dla jednostronnego przekazu medialnego.

W końcu, ale nie na końcu, można w ten sposób powoli budować w społeczeństwie poczucie sprawiedliwości i przekonanie o słuszności wyroków sądowych. Czasami doświadczenie czy refleksja ławników mogą być przyrównane do „boskiej cząstki" – bozonu X – tego, czego może brakować przesiąkniętym rutyną sędziom.

Oczywiście to nie jest tak, że gdy za stołami sędziowskimi zasiądą niezawodowi sędziowie, to mądrość wyroków dorówna Salomonowym.

Merytoryczne wykształcenie prawnicze połączone z refleksją nieprawnika zdecydowanie natomiast zwiększy prawdopodobieństwo uchwycenia „boskiej cząstki sprawiedliwości", zwłaszcza tam, gdzie jej istnienie jest mocno wyczuwalne – niektóre sprawy rodzinne, przestępstwa przeciwko rodzinie i opiece, kwestie zadośćuczynienia, sprawy sąsiedzkie.

Jak więc widać, wartość sędziego społecznego nie wyczerpuje się w tym, co zazwyczaj jest osią sporu zwolenników i przeciwników tej instytucji, tj. przydatności do merytorycznej pomocy w orzekaniu.

Opisana perspektywa może jednak stracić aktualność. Jej największą słabością jest teoretyczność założeń i być może oderwanie od realiów. A byłoby złą rzeczą, gdyby wprowadzenie sędziów społecznych miało się odbywać drogą zaklinania faktów i wbrew samym zainteresowanym.

Na początkowe pytanie, czy udział ławników jest koniecznością pragmatyczną, a nie tylko konstytucyjną, odpowiedzieć muszą sami zainteresowani. Bo może w końcu się okazać, że nawet sędziowie zawodowi dadzą się przekonać do współpracy z sędziami społecznymi, tylko miejsca dla tych drugich zostaną nieobsadzone.

Obecne bowiem doświadczenia z udziałem ławników w sądach nie są w większości zachęcające, choć bardziej bazuje to na powszechnych odczuciach niż rzetelnych badaniach. Uogólnienia, jak zresztą zwykle, są niesprawiedliwe, ale wiadomo skądinąd, że nie ma dymu bez ognia.

Dlatego trzeba zaproponować całkiem nowy model sędziego społecznego, atrakcyjny także dla kandydatów, nowoczesny, otwierający pole dla różnorodnej reprezentacji, przystosowany do sądowych realiów. Przedstawić go w konsultacjach, uzyskać odpowiedź, czy spełnia on oczekiwania społeczne, i wówczas ocenić, czy projekt ma szanse powodzenia, czy też narzekanie bez próby zmiany sytuacji kolejny raz okaże się naszą cechą domową.

Należy też pamiętać, że zaproponowanie nowego modelu sędziów społecznych (trybu naboru, wynagradzania, wymogów itd.) musi być skorelowane z uproszczeniem procedur, aby potencjalny ławnik nie spędził całego życia w sądzie na jednej sprawie, czy z ograniczeniem kognicji sądów, aby sędzia zawodowy miał czas z nim podyskutować.

Wreszcie niewykluczone, że „projekt ławnik" okaże się kwadraturą koła, nierozwiązywalnym problemem, po którego zdiagnozowaniu zostanie podjęta decyzja o pozostawieniu obecnej, ułomnej i kadłubowej reprezentacji sędziów społecznych.

Wobec tego wszystkiego nie można traktować jako miarodajnych głosów tych, którzy wypowiadają się przeciwko ławnikom, bo mają oni przed oczami funkcjonujący model, którego konserwowanie, a nawet upowszechnianie nie jest właściwym kierunkiem.

Podobnie nie są miarodajne i godne poważnego traktowania głosy, że już wkrótce będzie możliwe rozszerzenie kategorii spraw z udziałem ławników i sędziowie społeczni szeroką ławą wejdą do sądów. Nie można im wierzyć, gdyż przypominają kuglarzy, którzy przekonują, że można schudnąć w ciągu tygodnia kilkanaście kilogramów, przyjmując magiczne tabletki. Każde takie kuglarstwo opiera się na tym, że odbiorca słyszy to, co chciałby usłyszeć, mamiony szybkimi efektami. Jest ono jeszcze bardziej niebezpieczne, gdy zaczyna nadawać dotychczasowym pojęciom nowe, czasem zaskakujące znaczenie.

Niestety obecnie, gdy pojawia się słowo „ławnicy" w projektach ustaw, to w kontekście zupełnie nieprzystającym ani do roli, jaką powinni odgrywać sędziowie społeczni, ani do sposobów ich powołania. Można więc się obawiać, że wkrótce media będą pełne tych, którzy hasłem zwiększenia udziału ławników w orzekaniu będą się starali pozyskać przychylność ludzi reagujących tylko na magię obietnic. Wówczas będzie można dostrzec, że to nie konieczność przyświeca takim poglądom, tylko populizm. Ten zawsze jest złym doradcą, bo działa jak środek odurzający, niepozwalający ocenić realnie sytuacji. Tymczasem sytuacja wymaga dokładnego rozpoznania problemu, a nie schlebiania tym, którzy na to czekają.

Autor jest sędzią Sądu Okręgowego w Krakowie, w III Wydziale Karnym i członkiem Stowarzyszenia Sędziów „Themis".

Konstytucja RP – akt prawny, który bez rozgłosu kilka dni temu obchodził swoją 20. rocznicę wejścia w życie – nie pozostawia żadnych wątpliwości: udział obywateli w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości musi być zagwarantowany. Oczywiście mowa o obywatelach niebędących sędziami zawodowymi.

Warto jednak poczynić pewną uwagę. Objęcie urzędu sędziego nie sprawia, że sędziowie przestają być obywatelami, nawet jeśli ogranicza ich w tym wykonywany zawód, np. zakaz dodatkowego zarobkowania, konieczność unikania niektórych sytuacji społecznych, zawierania bliższych znajomości czy utrzymywania kontaktów towarzyskich, które mogłyby rzutować na ocenę jego osoby itp.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Prawo karne
Przeszukanie u posła Mejzy. Policja znalazła nieujawniony gabinet
Prawo dla Ciebie
Nowe prawo dla dronów: znikają loty "rekreacyjne i sportowe"
Edukacja i wychowanie
Afera w Collegium Humanum. Wykładowca: w Polsce nie ma drugiej takiej „drukarni”
Edukacja i wychowanie
Rozporządzenie o likwidacji zadań domowych niezgodne z Konstytucją?
Praca, Emerytury i renty
Są nowe tablice GUS o długości trwania życia. Emerytury będą niższe