Moment największej emancypacji prezydenta Andrzeja Dudy od czasu objęcia przez niego urzędu nastąpił we wtorek o godz. 17.40. Na wygłoszenie deklaracji stawiającej go w opozycji wobec PiS potrzebował czterech minut. – Zgadzam się, że potrzebna jest reforma Krajowej Rady Sądownictwa. Jestem przekonany, że potrzebna jest także reforma Sądu Najwyższego. Ale powinna być to reforma przeprowadzana mądrze i spokojnie – powiedział.
Wtedy przeszedł do ataku. – Zgłosiłem dzisiaj do marszałka Sejmu, korzystając z prerogatywy, jaką jest prezydencka inicjatywa ustawodawcza, ustawę zmieniającą ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa, składającą się z dwóch przepisów, w których jest wyraźnie powiedziane, że członków nowej rady Sejm będzie wybierał większością trzech piątych głosów – ogłosił. Dodał, że jeśli projekt nie zostanie przyjęty, zawetuje ustawę o SN. Całkowicie krzyżuje to plany PiS.
W ubiegłym tygodniu Sejm uchwalił już ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa oraz o ustroju sądów powszechnych. Pierwsza z nich przewiduje skrócenie kadencji wszystkich 15 sędziów zasiadających w radzie. Ich następców ma wybrać większość sejmowa.
Dopięciem zmian w wymiarze sprawiedliwości miał być projekt nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym, którego pierwsze czytanie odbyło się w Sejmie we wtorek. Pierwotnie projekt zakładał, że decyzję o tym, którzy sędziowie SN pozostaną, podejmie minister sprawiedliwości. Jednak PiS zdecydował się na poprawkę przyznającą tę prerogatywę Krajowej Radzie Sądownictwa.
Co oznacza wybór tego grona przez trzy piąte posłów? Wpływ na obsadę sądów, w tym Sądu Najwyższego, PiS będzie miał tylko pod warunkiem zgromadzenia w sumie 276 posłów. Bez najtwardszej opozycji, czyli PO, Nowoczesnej, PSL i Unii Europejskich Demokratów, w Sejmie jest 277 posłów. Ich wszystkich będzie musiał pozyskać PiS.