Pierwsze pióra II Rzeczpospolitej

„Niech polska dusza w was i przez was przemówi” – błogosławił biskup Józef Teodorczuk redakcję w przeddzień wydania pierwszego numeru. Stanisław Stroński pierwszy redaktor naczelny zaprosił do współpracy publicystów, redaktorów i profesorów różnych specjalności, którzy gwarantowali, że powstanie pismo nie tylko na wysokim poziomie, ale i bardzo aktualne, gorące, „cucące obojętnych”.

Aktualizacja: 15.06.2017 07:07 Publikacja: 13.06.2017 10:54

Foto: Wikimedia Commons

Dziennikarze są jak apostołowie, podkreślał biskup, powinni być wychowawcami narodu: „cucić obojętnych, ośmielać zalękłych i jednoczyć idących samopas”. Stanisław Stroński zaprosił do współpracy publicystów, redaktorów i profesorów różnych specjalności, którzy gwarantowali, że powstanie pismo nie tylko na wysokim poziomie, ale i bardzo aktualne, gorące, „cucące obojętnych”. Liczył na talent i wykształcenie autorów, a przede wszystkim na walkę o wspólną wizję odradzającego się państwa. Choć był specjalistą od średniowiecznej poezji francuskiej, doskonale się czuł się w roli publicysty, a później i polityka, chętnie wchodził w bieżące spory, i to ostro. Gazeta, której naczelny nieustannie atakował Piłsudskiego i jego obóz, płaciła za to ingerencjami cenzorskimi i – dosłownie – grzywnami.

Dwa filary

Nie tylko wstępniaki naczelnego miały wysoką temperaturę. Felietonistą gazety został Adolf Nowaczyński, jeden z najgłośniejszych dziennikarzy II Rzeczypospolitej, najostrzejsza szabla publicystyczna Narodowej Demokracji, z którą – jak oświadczał – łączyło go wszystko: „Wiara, nadzieja i miłość. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość”. Nowaczyński od razu w pierwszym felietonie (swoją rubrykę zatytułował „Z dnia”) zwrócił się do redakcji, aby wynajęła go jako „wolnego strzelca i uważała za sublokatora, który wchodzi tylnymi schodami i zachowuje się wcale a wcale swobodnie w swoich czterech ścianach, oczywiście w granicach konwenansów obowiązujących w piśmie codziennym i zbiorowym”.

Oprócz Nowaczyńskiego najchętniej czytanym felietonistą był Kornel Makuszyński, znakomity krytyk teatralny. Dziś kojarzy się przede wszystkim z dobrodusznymi utworami dla dzieci i młodzieży. W „Rzeczpospolitej” pisał błyskotliwe, analityczne recenzje, ale zdarzały mu się również teksty zjadliwie. Na przykład widownię teatralną opisał w pierwszym numerze gazety jako dziki tłum wystrojony we fraki i brylanty, „wieprze wykarmione na lichwie i nędzy ludzkiej, śmiecie miasta, szumowiny odęte i pyszne (…). Ci weszli do teatru, ci żarłocznie objadają się sztuką. Stado, któremu jest wszystko jedno, na co patrzy i czego słucha, które rozbija jaja na twardo o parapet loży, śmieje się żabim rechotem i płaci”. Był też Makuszyński autorem patriotycznych wierszy, jeden z nich, wydrukowany w lipcu 1929 r. w „Rzeczpospolitej”, zaczynał się tak:

„Do broni, Polsko, do broni!

Niech przez miasta i przez sioła

Z wichrem, z gromem krzyk ten goni

I niech budzi, i niech woła”.

Nie wszyscy znajomi, nawet ci, którzy bardzo wysoko cenili talent pisarski Makuszyńskiego, byli przekonani do wartości tych jego utworów. 

Niewygodne pytania Żeromskiego

Współpracę z dziennikiem obiecał Stefan Żeromski, i słowa dotrzymał. 56-letni pisarz pojechał na Pomorze i przysłał pięć odcinków reportażu z terenów plebiscytowych („Iława— Kwidzyn—Malbork”). Ukazały się latem 1920 r. W jednym z nich pytał dramatycznie: „Gdzież jest i co robi polska partia socjalistyczna? Czemu jej zawzięci agitatorowie nie pracują w Malborku? Dlaczego tam nie widać walki, pochodów i sztandarów PPS? (…) Tam, gdzie potrzeba pracy ofiarnej i zuchwałej, głucho dziś o PPS. Przynajmniej na tym terenie plebiscytowym, który widziałem, nikt o tej partii nie słyszał”. Reakcja pism lewicowych na te publikacje wielkiego pisarza była oczywiście bardzo nieprzychylna. PPS postanowiła jednak nie odpowiadać na zarzuty, skoro – jak podkreślała – padły w piśmie skrajnie prawicowym.

Amerykańskie tęsknoty

Wśród najaktywniejszych publicystów „Rzeczpospolitej” była też i kobieta – Irena Pannenkowa, działaczka niepodległościowa, doktor filozofii, zdecydowana przeciwniczka piłsudczyzny. Pisała o stosunkach Polski z sąsiadami, Górnym Śląsku, Śląsku Cieszyńskim, Gdańsku i Kresach wschodnich. Poruszała również tematykę społeczną, domagała się docenienia inteligencji. „Nie robi wrażenia to, że robotnik zarabia więcej niż profesor uniwersytecki czy literat. Jest to traktowane jako przejaw... amerykanizowania się społeczeństwa. Niestety, w tym bieda właśnie, że nie zdążyliśmy jeszcze na dobre stać się sobą, tj. Europą, a już chcemy stać się Ameryką” – dowodziła w 1921 r. Pannenkowa. Do licznego zespołu Strońskiego należeli m.in.: Przemysław Mączewski, który organizował reportaż krajowy, dział zagraniczny pozostawał w rękach Józefa Puzyny i Macieja Wierzbińskiego, stały przegląd tygodnia objął Włodzimierz Perzyński, za codzienny rysunek odpowiadał Kazimierz Sichulski, recenzje literackie pisał Adam Grzymała-Siedlecki, muzyczne – Stanisław Nie-wiadomski, plastyczne – Stanisław Pieńkowski, dział gospodarczy prowadził Edward Rose, a sprawy wojskowe – gen. Dowbor Muśnicki.

Kiedy „Rzeczpospolita” została sprzedana Wojciechowi Korfantemu, rozżalony Stroński, tak się żegnał z czytelnikami: „I wiemy, drodzy czytelnicy, że dobrze wam było z nami, gdy was Makuszyński wodził po obłokach, Perzyński żartem pouczał, Nowaczyński czasem gniewał, a zawsze porywał, Dąbrowski po świecie szerokim oprowadzał, a Breza po Warszawie, Korab-Kucharski iskrami na zdarzenia sypał… ale dość… wszystkich nie wyliczę i coś gardło ściska”.

Dziennikarze są jak apostołowie, podkreślał biskup, powinni być wychowawcami narodu: „cucić obojętnych, ośmielać zalękłych i jednoczyć idących samopas”. Stanisław Stroński zaprosił do współpracy publicystów, redaktorów i profesorów różnych specjalności, którzy gwarantowali, że powstanie pismo nie tylko na wysokim poziomie, ale i bardzo aktualne, gorące, „cucące obojętnych”. Liczył na talent i wykształcenie autorów, a przede wszystkim na walkę o wspólną wizję odradzającego się państwa. Choć był specjalistą od średniowiecznej poezji francuskiej, doskonale się czuł się w roli publicysty, a później i polityka, chętnie wchodził w bieżące spory, i to ostro. Gazeta, której naczelny nieustannie atakował Piłsudskiego i jego obóz, płaciła za to ingerencjami cenzorskimi i – dosłownie – grzywnami.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Kraj
Zagramy z Walią w koszulkach z nieprawidłowym godłem. Orła wzięto z Wikipedii
Kraj
Szef BBN: Rosyjska rakieta nie powinna być natychmiast strącona
Kraj
Afera zbożowa wciąż nierozliczona. Coraz więcej firm podejrzanych o handel "zbożem technicznym" z Ukrainy
Kraj
Kraków. Zniknęło niebezpieczne urządzenie. Agencja Atomistyki ostrzega
Kraj
Konferencja Tadeusz Czacki Model United Nations