Robotyzacja oznacza wyższe płace

Nowe technologie pozwolą zwiększyć produktywność i konkurencyjność przemysłu.

Aktualizacja: 12.06.2017 22:24 Publikacja: 12.06.2017 21:51

Robotyzacja oznacza wyższe płace

Foto: 123RF

Przykład Niemiec pokazuje, że powszechna automatyzacja przemysłu wcale nie zabiera ludziom pracy, natomiast sprawia, że pracownicy zarabiają więcej – mówili eksperci podczas konferencji „Rzeczpospolitej" w Krakowie.

Stefan Życzkowski, prezes i współzałożyciel firmy ASTOR, tłumaczył, że dzięki internetowi efektywność w sektorze cywilnym znacznie bardziej wzrosła w ostatnim czasie niż przemysłowa. – Rewolucja przemysłowa 4.0 będzie w internecie. To jest technologia, która w cywilnych rozwiązaniach istnieje, w przemyśle jeszcze nie – mówił. Technologie mogą zwiększyć produktywność przemysłu, ale jest wiele barier ich wprowadzenia. Pierwsza z nich to mentalność menedżerów polskich firm, którzy nie chcą korzystać np. z chmury, bo trzeba do niej wysłać poufne dane firmy.

Życzkowski zaznaczył, że na razie bardzo dobrze konkurujemy na globalnym rynku. – Jesteśmy dynamicznie rozwijającym się narodem, który głównie konkuruje tym, że ma bardzo inteligentną, pracowitą kadrę, która bardzo tanio, bardzo dużo efektywnie robi. Opieramy naszą konkurencyjność przedsiębiorstw na ludziach. To działa bardzo dobrze, ale chcemy zarabiać więcej. Nie ma takiej możliwości, żebyśmy zarabiali więcej, jeżeli nie zwiększymy naszej efektywności – mówił.

Wojciech Przybylski, prezes Krakowskiego Parku Technologicznego, przyznał, że czynnik ludzki jest istotną przeszkodą we wdrażaniu nowoczesnych rozwiązań. – Zmiana mentalnościowa to bardzo istotne wyzwanie. Ma to generacyjny wydźwięk. Bardzo często w firmach inżynierowie, którzy realnie znają proces produkcji, to 50–60-latkowie. Osoby otwarte na prostą automatyzację czy taśmę produkcyjną, ale już na przemysłowy internet rzeczy i uczenie się maszynowe niekoniecznie – dodał Przybylski. Zaznaczył, że bardzo często za decyzję o modernizacji produkcji odpowiada prezes i to jego trzeba przekonać.

Maciej Nowosielski z CREATEC podkreślił, że Polska może być dumna z inżynierów i z ludzi nauki. – Natomiast w dalszym ciągu problemem jest mentalność ludzi na uczelniach i niewystarczająca otwartość na współpracę m.in. ze startupami – mówił. Zaapelował, by odważyć się na ryzyko niepowodzenia czy włożenia większej ilości wysiłku.

– Mierzymy się z tym jako startupy. Musimy podjąć jakieś ryzyko, nie będąc do końca przekonanymi, co dostaniemy na koniec dnia. Jeśli to u nas w kraju zacznie się zmieniać, startupy znajdą miejsce na rynku – ocenił Nowosielski.

Przykład firmy Sense, którą reprezentował współzałożyciel Artiom Komardin, pokazuje, że startupy wchodzą w obszar dotąd nie eksplorowany. – Uczymy rynek, że taki produkt w ogóle powstał i można go w dany sposób wykorzystywać – mówił. Tłumaczył, że młode firmy bardzo szybko reagują na potrzeby klientów.

Przekonać załogę

Życzkowski tłumaczył, że jeżeli Astor chce postawić robota, a będzie on traktowany przez pracowników danej firmy jako konkurent do pracy, to sukcesu nie będzie. – Jeżeli jest podejście: „nie wstawimy robota, bo nam zabierze pracę", to najpierw trzeba tę sprawę przepracować, czy to naprawdę nastąpi – mówił.

Przyznał, że jeżeli w fabryce będzie automatyka, sztuczna inteligencja i robotyka, to będzie oczywiście pracowało tam mniej ludzi, ale oni będą o wiele bardziej efektywni, więc mogą więcej zarabiać. – Tak działają Niemcy. I mają niższe bezrobocie niż my. Czyli da się – stwierdził.

Uważa, że w pewnym sensie automatyzację wymusi spadające bezrobocie i brak rąk do pracy. – Jest to bardzo dobry kierunek dla rozwoju naszego społeczeństwa w zakresie technicznym i ekonomicznym – zaznaczył.

Przy każdej rewolucji przemysłowej pokutuje mit, że praca jest limitowana. Zawsze pracownicy będą się buntować.

– Gdyby się nie buntowali, to nie byłaby rewolucja. Jak była pierwsza rewolucja, maszyny parowe, to ludzie też się na nie rzucili, że im zabierają pracę. To jest nieodzowny element. Tak jest i pewnie będzie, ale musimy to jakoś pokonać, bo jeżeli tego nie zrobimy, to inne narody będą przed nami – mówił Życzkowski.

Przybylski przetoczył dane, z których wynika, że najwięcej mamy częściowo zautomatyzowanych przedsiębiorstw. – Totalnie zautomatyzowanych jest tylko 15 proc. To jest bardzo mały odsetek – mówił.

Życzkowski przypomniał, że największym zamawiającym w każdym kraju jest państwo. – Jeżeli panuje kultura najniższej ceny, to zapomnijmy o innowacyjności – przestrzegał. – Najtaniej nie da się robić innowacyjności. Kultura najniższej ceny zabija innowacyjność – dodał.

Dlatego strategia firmy Astor wyklucza startowanie w przetargach publicznych. – To jest nierozwojowe dla firmy. Sprzedawanie czegoś z jak najniższą ceną powoduje, że firmy bankrutują. Nie da się sprzedawać najtaniej i być najlepszym – wyjaśnił.

Wojciech Przybylski zaznaczył, że nie jest to kwestia jakości prawa, bo ono w Polsce nie jest złe. – Jest przeciętne jak na Unię Europejską. Praktyka jego stosowania jest fatalna. Mamy dyktat najniższej ceny. Ile by nie było otwartych ścieżek jakościowych, to i tak nikt ich nie stosuje. Jest to problem – mówił.

Ocenił, że wejście na ścieżkę gospodarki 4.0 i wyjście z pułapki średniego rozwoju nie nastąpi za sprawą firm Skarbu Państwa. Tłumaczył, że Polska ma relatywnie nowocześnie zorganizowane procesy produkcyjne w swojej masie, ale ta masa wynika w dużej mierze z tego, że dużą ilość przemysłu zdominowały firmy o kapitale zagranicznym.

Według Przybylskiego batalia o wyjście z pułapki średniego rozwoju rozegra się w prywatnych firmach. Będzie to gra o sukces, który może zaszkodzić innym gospodarkom.

– Konsekwencją tego, że Niemcom się udaje, jest to, że mają gigantyczną, chyba największą na świecie, nadwyżkę w handlu. Eksportują co roku o kilkaset miliardów euro więcej, niż importują. Nie trzeba być wybitnym matematykiem, żeby sobie policzyć, że nie jest możliwe, żeby wszystkie kraje na świecie miały nadwyżkę w handlu zagranicznym. Ktoś zyskuje, ktoś traci w tym wyścigu. My musimy dbać o to, żeby zyskiwać – tłumaczył.

Opodatkowanie robotów

Bill Gates stwierdził kiedyś, że roboty powinny być opodatkowane, bo praca ludzka jest opodatkowana.

Stefan Życzkowski miał jednak wątpliwości co do definicji robota. – Kiedy to urządzenie jeszcze nie jest robotem, a kiedy już jest i jak to opodatkować technicznie. Robota od nierobota się nie da odróżnić. Są różne stopnie rozwoju tych maszyn. Nie da się tego zrobić technicznie – mówił.

Komardin zaznaczył, że one już są opodatkowane, bo każde przedsiębiorstwo płaci podatki. Z kolei Nowosielski uważa, że produkując szybciej, taniej i lepiej i mając do dyspozycji armię robotów, firmy wyjdą na tym zdecydowanie lepiej niż na ludziach.

Według Przybylskiego słowa Gatesa to skrót myślowy. – Chodzi o to, co zrobić w sytuacji, kiedy coraz mniej ludzi musi pracować i jak zapewnić skuteczną redystrybucję dóbr, w sytuacji, kiedy środki produkcji są własnością bardzo niedużej części społeczeństwa – tłumaczył.

– Po 180 latach wracają pytania, które Marks stawiał w swoich klasycznych tekstach. Wtedy sytuacja była nieco inna. Teraz rozwój technologiczny jeszcze to wyostrza. Jego wtedy uwierała drastyczna dysproporcja pozycji między tymi, którzy posiadali środki produkcji, a tymi, którzy ich nie mieli. Za chwilę ci drudzy w ogóle nie będą potrzebni i tak niektórzy sobie wyobrażają w futurystycznych wizjach. Prawie nie będą potrzebni w tym cyklu produkcyjnym i zaraz się okaże, że są ludzie, którzy mają fabryki i pracujące w nich roboty, a cała podstawowa rzesza ludzi nie ma w ogóle pracy. Pytanie, co w takiej sytuacji zrobić i jak zapewnić stabilność, żeby nie doszło do rewolucji społecznej – mówił.

– To jeszcze daleko wybiega w przyszłość. Na razie sobie z tym pytaniem radzimy, ale to pytanie wróci do świata zachodniego – podsumował Przybylski.

 

Przykład Niemiec pokazuje, że powszechna automatyzacja przemysłu wcale nie zabiera ludziom pracy, natomiast sprawia, że pracownicy zarabiają więcej – mówili eksperci podczas konferencji „Rzeczpospolitej" w Krakowie.

Stefan Życzkowski, prezes i współzałożyciel firmy ASTOR, tłumaczył, że dzięki internetowi efektywność w sektorze cywilnym znacznie bardziej wzrosła w ostatnim czasie niż przemysłowa. – Rewolucja przemysłowa 4.0 będzie w internecie. To jest technologia, która w cywilnych rozwiązaniach istnieje, w przemyśle jeszcze nie – mówił. Technologie mogą zwiększyć produktywność przemysłu, ale jest wiele barier ich wprowadzenia. Pierwsza z nich to mentalność menedżerów polskich firm, którzy nie chcą korzystać np. z chmury, bo trzeba do niej wysłać poufne dane firmy.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Ekonomia
Witold M. Orłowski: Słodkie kłamstewka
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Ekonomia
Spadkobierca może nic nie dostać
Ekonomia
Jan Cipiur: Sztuczna inteligencja ustali ceny
Ekonomia
Polskie sieci mają już dosyć wojny cenowej między Lidlem i Biedronką
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Ekonomia
Pierwsi nowi prezesi spółek mogą pojawić się szybko