Nikomu niepotrzebna jest kolejna reforma sądów czy procedury, która znów zabierze wiele czasu sędziom na zgłębianie przepisów, i odciągnie ich od rozstrzygania sporów między przedsiębiorcami. Sądy gospodarcze mają być pełnokrwiste, mają szybko wydawać wyroki, oczywiście sprawiedliwe, ale niekoniecznie wymuskane jak auta z najlepszych salonów. Te auta mają jeździć. Sens odrębnych sądów gospodarczych najlepiej oddaje stare powiedzenie, że lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Tym wróblem w biznesie jest szybki wyrok i szybka zapłata, choćby niewyliczona co do złotówki. Nie raz, nie dwa do takiego rozliczenia dochodzi np. w sporach polubownych, w mediacji, ale mimo wieloletnich starań i lansowania tych form rozwiązywania sporów wciąż są znikomym procentem rozstrzygnięć sporów w Polsce. Musi za tym stać jakiś głębszy nawyk.

Jeszcze długo zatem przedsiębiorcy będą skazani na rozwiązywanie sporów w sądach. Państwo ma więc wiele powodów by nadać im priorytet, a przynajmniej zapewnić przyzwoitą sprawność. Choćby dlatego, że większość firm, a już na pewno średnie i duże, zatrudniają wiele osób. Od ich kondycji zależy często kondycja innych firm, a ciągnący się proces to stan niepewności, często zamrożone pieniądze, a zawsze zamrożona część biznesowej energii. Spory sądowe są jak niezabliźnione rany. Wystarczy popatrzyć na występujących w sądach biznesmenów.

Oprócz jasnych procedur trzeba zadbać o wysokie kwalifikacje sędziów gospodarczych, podobnie biegłych sądowych oraz o ich należyte wynagrodzenie. I oczywiście wysokie morale – bo chodzi przecież o duże pieniądze. Sądy gospodarcze na to zarobią.