Dyskusja o masowej imigracji, spowodowana decyzją kanclerz Merkel z 2015 r., przykład besserwisserstwa niemieckiego sentymentalizmu branego za moralność, dotyczy istoty projektu nowego porządku europejskiego i światowego z atakiem na panstwo narodowe. Przewodniczacy Komisji Europejskiej J.C. Junkers określił granice jako najgorszy wynalazek wymyślony przez polityków, traktując nacjonalizm, tj. w nowomowie Unii Europejskiej dbanie o dobro wspólnoty narodowej, jako źródło katastrof europejskich. Nie wiadomo, co miałoby je zastąpić, bo federacyjny projekt europejski jest nadal biurokratyczno-oligarchiczną strukturą rozgrywaną przez interesy najsilniejszych państw. Niemniej demon nacjonalizmu jest negatywnym punktem odniesienia dla stworzenia nowego postnarodowego uniwersalnego człowieka. Tak jest też on przedstawiany w Muzeum Historii Europejskiej w Brukseli, wywołując u pamiętającego komunistyczne fałszowanie historii wrażenie deja vu.
Nacjonalizm, czyli lojalność wobec państwa narodowego, jest traktowany jako atawistyczne doświadczenie. To efekt logiki liberalno-lewicowego rozumienia „postępu" ludzkości, z ludźmi jako wymiennymi jednostkami powiązanymi prawami człowieka zdefiniowanymi według liberalno-lewicowej antropologii. Ta zaś obejmuje np. prawa transgenderowe, reprodukcyjne czy nieograniczonej imigracji. To odmiana egalitaryzmu, nie tylko dla obywateli w państwie narodowym, lecz dla każdego. Taki globalistyczny projekt traktuje podziały według państw narodowych jako arbitralne, odrzucając patriotyzm jako dyskryminację „innych".
Czołowa polska gazeta liberalnej lewicy zatytułowała wstępniak w rocznicę odparcia najazdu bolszewickiego „Patriotyzm jest rasizmem". Zdefiniowanie w ten sposób patriotyzmu z racji odpowiedzialności najpierw wobec własnej wspólnoty, ma według jego przeciwników być tożsame z niechęcią, wręcz nienawiścią do „obcych". To rodzaj świeckiej, „postępowej" kanonizacji pewnych zjawisk z jednoczesną demonizacją „niepostępowych", objaw skorumpowanego humanitaryzmu, któremu coraz bardziej poddają się np. ONZ czy Unia Europejska.
Choć w projekcie liberalnym postnarodowy humanitarny globalizm leżał w logice jego założeń wyjściowych, w latach 90. uzyskał wzmocnienie marksizmem kulturowym i sankcję polityczną idei „końca historii" z różnego rodzaju post- czy transideologiami, w tym transnacjonalizmem, z postulatem stworzenia globalnej władzy eksperckiej zarządzającej kryzysami i tworzącej etykę ludzkości według praw człowieka, przekraczającej ograniczenia narodowe, religijne, rodzinne. Politolog Marta Nussbaum uznała patriotyzm za niebezpieczny, a dążenie do stworzenia globalnej wspólnoty ludzkiej za jedynie etycznie. Inna, Amy Guttmann, twierdziła, iż lojalność dla demokratycznego humanizmu a nie jakiejkolwiek innej suwerennej wspólnoty jest jedynie moralna.
Założenia i wnioski
Jeśli wychodzi się z takich założeń, domniemanie na rzecz otwartej imigracji jest czymś naturalnym. Jeśli krytykowanie jakichkolwiek „innych" w ramach państw narodowych stanowi „wykluczanie", to „wykluczanie imigrantów" stanowi podobny akt agresji, bo granice są jego skrajną formą. Obywatelstwo staje się wtedy „feudalnym przywilejem" klasowym, z urodzenia. Politolog Arash Abizadeh uznaje takie wykluczanie imigrantów z procesu decyzyjnego na swój temat za naruszenie fundamentalnego prawa. Kontrolę granic można usprawiedliwić – twierdzi – jedynie gdy imigranci uczestniczą w tym procesie, zgodnie z prawem człowieka do równości. Obywatelstwo jest jego ograniczaniem, przestając być prawem wspólnoty narodowej, a stając się prawem człowieka dla przybyszów. Stąd w Stanach Zjednoczonych presja, by urzędy nie sprawdzały obywatelstwa głosujących, w tym imigrantów, również nielegalnych.