Tarcia w systemie trójpodziału władzy były zawsze. Także w ubiegłej kadencji i wcześniej, kiedy władza sądownicza wielokrotnie bardzo ostro krytykowała legislacyjne zamierzenia, choćby związane z poszerzeniem kompetencji ministra sprawiedliwości i jego uprawnień nadzorczych wobec sędziów.
Obecny konflikt jest znacznie głębszy, gdyż sędziowie kwestionują działania władzy nie punktowo, ale systemowo. Krytykowany jest nie jeden czy dwa projekty ustaw, ale podejście do państwa prawa jako całości. W tej krytyce niekiedy górę biorą emocje. To groźne.
Coraz bardziej radykalne, krytyczne wobec rządu wypowiedzi niektórych przedstawicieli władzy sądowniczej i autorytetów pokazują, że przestrzeń do dialogu coraz bardziej się kurczy. I błyskawicznie wywołują reakcję, i kontroskarżenia drugiej strony.
Sędziowie podczas Kongresu wysunęli wiele postulatów większej niezależności władzy sądowniczej. W dużej mierze nienowych, jak np. przeniesienie nadzoru nad sądami z Ministerstwa Sprawiedliwości czy ograniczenie wpływu politycznego na obsadę wyższych stanowisk w sądownictwie i Trybunale Konstytucyjnym czy dość enigmatyczna wizja powołania samorządu sędziowskiego.
Pytanie, czy wyjdą one poza postulaty i deklaracje, wydaje się w coraz bardziej napiętej sytuacji zbędne. Sądownictwo zależy od władzy ustawodawczej i wykonawczej i jest zdane na jej decyzje. Tego zmienić nie sposób.