W tych dniach Sejm uchwalił ustawę, która gwarancje poszerza. Dostosowuje je, zresztą po znacznym opóźnieniu, do unijnych wymogów. Ten dodatkowy parasol to Turystyczny Fundusz Gwarancyjny, do którego trafiać będą drobne kwoty pobierane od turystów. To z nich mają być pokrywane w pełni koszty ich powrotu do kraju z zagranicy w razie bankructwa biura i zwracane wpłaty za niewykonaną imprezę. Dotychczas na takie działania nieraz brakowało pieniędzy, a jak wiadomo, od czasu do czasu jakieś biura upadają.

Prawdę mówiąc, nie bardzo wiadomo, dlaczego akurat ten segment aktywności ludzi objęty został szczególnym parasolem, ale zostawmy tę kwestię na inną okazję. Nowa ustawa ma wreszcie wdrożyć unijną dyrektywę, od strony finansowej zabezpieczyć imprezę turystyczną niemal w stu procentach.

Dobrze jednak wiemy, że pieniądze to tylko część ryzyka. Warto o tym przypomnieć w sezonie, w którym już tyle niebezpieczeństw pojawiało się w krajach, do których lubią jeździć Polacy. Zagrożenie terrorystyczne sięga już naszych sąsiadów, a na jeden z turystycznych rajów – Turcji, jak z grom z jasnego nieba spadła próba przewrotu.

Oczywiście takich zdarzeń nikt dokładnie nie przewidzi, ale są miejsca bezpieczniejsze i mniej bezpieczne. Przekonała się o tym wdowa po 31-letnim poznaniaku, który obok dwóch innych Polaków zginął 18 marca 2015 r. w zamachu terrorystycznym w stolicy Tunezji. Przedostatniego dnia wycieczki autobus, którym jechali, ostrzelali islamscy terroryści. Jako finansowej pociechy kobieta zażądała od biura turystycznego 800 tys. zł zadośćuczynienia, ale opolski sąd go odmówił (dodajmy, że wyrok jest nieprawomocny). Ponieważ uzasadnienie wyroku było utajnione, możemy się tylko domyślać, że sąd albo nie dopatrzył się zawinienia informacyjnego po stronie biura (o niebezpieczeństwach w Tunisie), albo związku z tragedią i szkodą.

Tak czy inaczej, przestroga jest dość prosta: żadne obowiązki biura turystycznego czy Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie zwalniają samych turystów z ostrożności, zwłaszcza gdy podejmują wyjazdowe ryzyko nie tylko za siebie, ale i dzieci czy podopiecznych.